20 marca 2023

Minął bardzo intensywny weekend i zaczyna się również intensywny tydzień, jak przystało na nudny żywot emerytki.

W piątkowy wieczór było kolejne bardzo miłe spotkanie towarzyskie przy winku i dobrym jedzonku, a przede wszystkim u progu wydarzeń, ważnych w życiu mojego koleżeństwa, a również i dla mnie nie całkiem obojętnych, ale mójbożezłoty, jak ja już jestem daleko od tych spraw!!! Co nie znaczy przecież, że telewizor i bambosze, a nawet... puszczę farbę, że dostałam bardzo ciekawą propozycję, która, jeśli realizacja dojdzie do skutku, to będzie świetnym domknięciem ramy, a jednocześnie kontynuacją w moim zawodowym życiu. Jest jedna istotna przeszkoda, ale ja wierzę, że coś się wydarzy takiego, że mi się jednak uda.

Sobota to był dzień spotkania dziewiarek trójmiejskich w Sopocie, a gwoździem programu była Ewa, która od lat mieszka w Italii i współpracuje (jako tłumaczka) z tamtejszymi fabrykami włókienniczymi, a od niedawna sprzedaje przepiękne przędze w przystępnych cenach i nieprzewidywalnych ilościach - bo często są to końcówki serii, których w żadnej oficjalnej sprzedaży się nie spotka. Ja już od niej kupowałam śmietankową wełenkę na kocyk-chmurkę dla małej Małgosi oraz melanżową mieszankę w kolorze sól i pieprz, która w moich rękach przeistoczyła się w długi kardigan - chyba jak dotychczas najczęściej noszona z moich dzianin (i na zewnątrz i w domu). Dwa lata temu Ewa odwiedziła mnie na krótką kawkę w ogrodzie, będąc w drodze ze Szczecina do Gdańska, samochodem wypakowanym po sufit włóczkami. Teraz też mam już zakupioną i zapłaconą wielką półtorakilogramową cewkę lnu, który jest bardzo cieniutki i może służyć jako dodatek do innej przędzy, lub w kilka nitek - samodzielnie. Nie widziałam go jeszcze, bo na razie czeka na powrót Ewy do domu i wysyłkę.

Na spotkanie z trójmiejskimi dziewiarkami pojechałam pociągiem zaraz po śniadaniu i wróciłam późnym wieczorem, więc Stary miał wolną chatę, ale nie wyczyniał ekscesów, tylko wraz z pomocnikiem zwoził drewno opałowe z działek budowlanych. Jest tego drewna ogrom ogromniasty i chyba w tym roku będzie mało koszenia, bo wszędzie będzie zalegać suszące się drewno!

No a w niedzielę w końcu wybrałam się na oficjalne i regularne szkolenie dla wolontariuszy w słupskim schronisku. Część teoretyczna została zwieńczona spacerkiem z pieskami i tym razem od razu się zadeklarowałam do małych psów, zwłaszcza, że ból w pośladku i udzie powraca i przypomina, że zaliczyłam skuchę i mam uważać. Wzięłyśmy z innymi dziewczynami trzy pieski z jednego boksu i poszłyśmy na wspólny spacerek. Mój piesek miał na imię Mrozek, a trafił do schroniska zimą, dzięki kierowcy PKSu, który zauważył biedaka leżącego gdzieś w rowie czy na poboczu i zaopiekował się nim. Piesek był w głębokiej hipotermii, ale został odratowany w schronisku i od tej pory tam sobie mieszka. Pamiętam, jak czytałam wpis o znalezieniu tego biedaka na fb fanpejdżu słupskiego schroniska. Mrozek jest starszy lub w średnim wieku, ma srebrzysta, mroźne umaszczenie i terierkowatą twardą sierść, jest miły i wesoły, ale na widok innych psów budzi się w nim bestia!

Być może będę miała towarzyszkę, która pomoże mi się wdrożyć w tych wolontaryjnych początkach, też żwawa emerytka i też przyjeżdża do schroniska w tygodniu i zajmuje się małymi psami. Jesteśmy już w kontakcie.

Tymczasem dość tego porannego łóżkowego leniuchowania; trzeba wstawać, bo kawa wypita, a za oknami jakoś ciemno, a ja mam przecież na dziś plany ogrodowe i zaczynam od cięcia hortensji.

2 komentarze:

  1. Rzeczywiście, nie dajesz sobie odpocząć :-)
    Piesek Mrozek pewnie znajdzie chętnych, bo choć bestia, to ciałko nieduże. Gorzej mają wielkie zwierzaki skrzywdzone przez los, ale do nich trzeba mieć umiejętności behawiorysty, czas, odwagę i samozaparcie. Dlatego tak wiele ich siedzi w schroniskach na dożywociu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ciekawe, ja wolę duże psy, zdecydowanie! Ale po wypadku, jaki zaliczyłam poprzednio, muszę myśleć, co robię, a nie dawać się porwać emocjom, jeśli ma być ze mnie pożytek.

    OdpowiedzUsuń