Kto nie czytał Jakuba Małeckiego - serdecznie polecam. Przyznam, że na papierze przeczytałam tylko "Dygot", reszty słucham w Audiotece i jestem zachwycona. "Horyzontu" wysłuchałam dwukrotnie, kiedyś raz i parę dni temu znów. Jednym z lektorów jest tu Organek, co dopełnia uczty (choć na pierwszym miejscu w moim sercu rozgościł się Maciej Stuhr i nigdzie się stamtąd nie wybiera).
"Horyzont" nie jest jedyną jego książką, której wysłuchałam dwukrotnie, a już z "Saturninem", to pojechałam ekstremalnie, bo jakoś za dwa dni po zakończeniu zaczęłam odtwarzać całość ponownie. Wydawało mi się bowiem, że nie dość uważnie słuchałam za pierwszym razem - coś mi się nie zgadzało, nie domykało... i miałam rację!
W dodatku jest to też bardzo sympatyczny i fajny człowiek, a dowody dostępne są na YT w postaci nagrań wywiadów i spotkań autorskich. I pomyśleć, że pracował kiedyś w banku, gdzie nie umiał się odnaleźć i wciąż marzył tylko o tym, żeby siedzieć cały rok w domu i pisać książkę. No i proszę!
I uwaga - jest dwóch pisarzy Małeckich, ale tu mowa o Jakubie; tego drugiego nie znam.
Kiedyś dawno temu przepowiedziałam nagrodę Nobla dla Olgi Tokarczuk; wtedy niewielu ją znało (a jeszcze mniej czytało) i patrzyły na mnie koleżanki, jak na głupka, kiedy to mówiłam. Opowiadam o tym do upadłego i pewnie wszyscy już to słyszeli, ale uważam że to mój w pełni uzasadniony powód do dumy.
No i żeby nie było - Jakub Małecki nie
pisze tak samo jak Olga Tokarczuk, ale tak samo cudownie mi się to
czyta. W swoich powieściach tworzy odrębne światy i przedziera się przez
różne epoki, ale są pewne subtelne motywy, pewne osoby, nazwiska i
zdarzenia, które przemykają dyskretnie przez te światy i pojawiają się
ponownie w różnych powieściach. Dlatego trzeba czytać/słuchać uważnie,
żeby to zauważyć. A moje książkosłuchanie nie zawsze jest dość uważne, bo zwykle towarzyszy innym czynnościom - a to pracy w ogrodzie, a to dzierganiu czy wytwarzaniu żarcia przy kuchennym blacie. No i czasem myśl ucieka.