31 maja 2022

Kto nie czytał Jakuba Małeckiego - serdecznie polecam. Przyznam, że na papierze przeczytałam tylko "Dygot", reszty słucham w Audiotece i jestem zachwycona. "Horyzontu" wysłuchałam dwukrotnie, kiedyś raz i parę dni temu znów. Jednym z lektorów jest tu Organek, co dopełnia uczty (choć na pierwszym miejscu w moim sercu rozgościł się Maciej Stuhr i nigdzie się stamtąd nie wybiera).

"Horyzont" nie jest jedyną jego książką, której wysłuchałam dwukrotnie, a już z "Saturninem", to pojechałam ekstremalnie, bo jakoś za dwa dni po zakończeniu zaczęłam odtwarzać całość ponownie. Wydawało mi się bowiem, że nie dość uważnie słuchałam za pierwszym razem - coś mi się nie zgadzało, nie domykało... i miałam rację!

W dodatku jest to też bardzo sympatyczny i fajny człowiek, a dowody dostępne są na YT w postaci nagrań wywiadów i spotkań autorskich. I pomyśleć, że pracował kiedyś w banku, gdzie nie umiał się odnaleźć i wciąż marzył tylko o tym, żeby siedzieć cały rok w domu i pisać książkę. No i proszę!

I uwaga - jest dwóch pisarzy Małeckich, ale tu mowa o Jakubie; tego drugiego nie znam.

Kiedyś dawno temu przepowiedziałam nagrodę Nobla dla Olgi Tokarczuk; wtedy niewielu ją znało (a jeszcze mniej czytało) i patrzyły na mnie koleżanki, jak na głupka, kiedy to mówiłam. Opowiadam o tym do upadłego i pewnie wszyscy już to słyszeli, ale uważam że to mój w pełni uzasadniony powód do dumy.

No i żeby nie było - Jakub Małecki nie pisze tak samo jak Olga Tokarczuk, ale tak samo cudownie mi się to czyta. W swoich powieściach tworzy odrębne światy i przedziera się przez różne epoki, ale są pewne subtelne motywy, pewne osoby, nazwiska i zdarzenia, które przemykają dyskretnie przez te światy i pojawiają się ponownie w różnych powieściach. Dlatego trzeba czytać/słuchać uważnie, żeby to zauważyć. A moje książkosłuchanie nie zawsze jest dość uważne, bo zwykle towarzyszy innym czynnościom - a to pracy w ogrodzie, a to dzierganiu czy wytwarzaniu żarcia przy kuchennym blacie. No i czasem myśl ucieka.

28 maja 2022

Trzeba przyznać, że ten sezon jest dobry dla lilaków. Mamy trzy okazałe tubylcze kępy, które zasłużyły na to, by je tu dziś pokazać światu.

Kępa pierwsza - przystudzienna.

Kępa druga - za pergolą z różami pnącymi, w dolnej granicy działki.

Kępa trzecia - przydomowa.

No i jeszcze dwa odmianowe, które rosną w kurzym wybiegu - ten biały to Mme Lemoine, a drugi, ciemny o wielkich kwiatach nazywa się po rusku, więc muszę mu nadać jakieś nowe imię.


To nie koniec, bo jest jeszcze kilka, ale zostały one w tym roku poprzesadzane, więc zbytnio się kwieciem nie popisały. No, ale nie takie mają teraz zadanie.

Wszystkie są na razie wciąż w niepełnym rozkwicie, a że jest dość chłodno, to będą pewnie kwitły jeszcze długo. Pachną przecudownie!

I jeszcze, w nawiązaniu do poprzedniej notki - oto jak wygląda dlugaśny zagon z pomidorami i cukiniami, wyściółkowany świeżymi pokrzywami.

27 maja 2022

To jest ten czas, że chwasty rosną jak ocipiałe; wyrywam i wyrywam i końca nie widać. Trzeba to robić codziennie, bo inaczej wyrośnie dżungla chwastów. Mowa tu o kilkudziesięciu rabatach, które są nawożone, a więc zielsko ma dobre warunki i z  nich korzysta. Niektóre z tych chwaścików nawet lubię i jeśli nie kolidują mi z roślinami że tak powiem, wiodącymi, to daję im spokój. No ale wrastają też w róże, w chryzantemy - no przecież na to nie mogę pozwolić. Więc wyrywam, produkując nieprawdopodobne ilości biomasy, którą zasilamy nasze trzy kompostowniki. Nie wspomnę już, jak wygląda o tej porze lawendowe poletko - no, ale ono to już musi poczekać na Młodą, która jest wysokiej klasy specjalistką od odchwaszczania lawendy.

A oto przykładowe chwasty, które są u nas hołubione i uważnie omijane przez operatora kosiarki - miesięcznica i jaskółcze ziele.

 

Wczoraj wreszcie wysadziłam do gruntu pomidory, a dziś w maliniaku pozyskiwałam młode pędy pokrzyw (pięć ciasno nabitych zielskiem skrzynek!), którymi grubo wyściółkowałam zagon z pomidorami i cukiniami. Każdy pomidorek został wcześniej posadzony w dołku, na którego dno wcisnęłam zwinięty kłąb pokrzyw. Tak samo zrobię, jak będę wysadzać do gruntu ogórki, ale z tym to chyba poczekam jeszcze z tydzień.

Ładnie powschodziły wysiane jednoroczne - czerwone słoneczniczki, nasturcje, nagietki i cynie; same wysiały się astry. Zgubiłam natomiast nasiona aksamitek i w tym roku po raz pierwszy nie wysiałam tych aksamitek z nasion po moim ojcu, które miałam tu ZAWSZE. Rok temu rosły szerokim szpalerem przy borówkach i przecież musiałam jak co roku zebrać nasiona... no musiałam. A może nie? Ale jeśli tak, to co ja z nimi zrobiłam? Nima. Trochę mi przykro, no ale cóż.

Ten ogród jest za duży, a zważywszy że w tym roku jeszcze powiększony, to wygląda trochę, jakbyśmy postradali rozum. Ciekawe jak długo jeszcze będziemy w stanie to ogarniać. Powiedziałam dziś do Starego, że mam ogromną prośbę - gdybym jeszcze kiedyś miała pomysł, żeby kupić jakiekolwiek kolejne rośliny do ogrodu, to żeby wziął młotek i zdzielił mnie nim w łeb. 

Po czym za chwilę poszłam i zapytałam, czy się domyśla, że to oczywiście nie dotyczy róż! 

 

I rozmawiałam dziś z zupełnie obcym człowiekiem o tym, że od pięciu lat praktykuję jogę i że chyba dzięki temu mogę powiedzieć, że byłam znacznie starsza pięć lat temu, niż jestem teraz.

24 maja 2022

O MNIE I MOIM MIEJSCU
Przez trzydzieści lat byłam nauczycielką w słupskich szkołach, a od dwunastu mieszkam na wsi w bardzo starym domu z pięknym ogrodem, gdzie przekształcamy z mężem swoje otoczenie z szacunkiem dla tradycji, ale i z otwarciem na zdobycze współczesności.
Prowadzę na YT kanał „Myszkapolna – róże, kury i inne bzdury” ukazujący moje życie na wsi.
Już ponad trzy lata jestem w mojej wsi sołtyską.
Nigdy wcześniej nie mieszkałam na wsi. Wszystkiego, co dziś umiem, nauczyłam się z internetu, a czego nie doczytałam, to musiałam wypróbować na własnej skórze. 
No i Stary jest specjalistą. Dużo wie, mało mówi, ale czasami udaje mi się coś z niego wyciągnąć.
 
 
ZIMA - NA DRUTACH 
Pasjonuje mnie dziewiarstwo z włókien naturalnych, przerabianych z wykorzystaniem nowoczesnego sprzętu i przyborów dostępnych obecnie na rynku - jest to więc tradycja, ale w nowoczesnej wersji. Wciąż uczę się nowych rzeczy, ale i sama lubię się dzielić swoim doświadczeniem i umiejętnościami i tu chyba najważniejsza jest wymiana doświadczeń w grupach na mediach społecznościowych. W miarę możliwości biorę udział w spotkaniach integracyjnych i imprezach "branżowych" i nawet sama (z różnym skutkiem) próbuje je czasem organizować. 
Umiem wyszukać w sieci ciekawe autorskie projekty, a korzystam ze źródeł polsko-, rosyjsko- i angielskojęzycznych.
Dziergam dla siebie i bliskich, zrobiłam też trochę dzianin na zamówienie, ale to już chyba przeszłość, bo ręce tylko dwie, a doba taka krótka! Interesuje mnie specyfika i zastosowanie włóczek pochodzenia roślinnego i zwierzęcego i są to przeróżne surowce - wełna owiec, alpaka, merynos, kaszmir, jedwab, len, bawełna, bambus i inne (np. włókna z mleka, pokrzyw, papieru). Kluczowa jest właściwa pielęgnacja takich dzianin, aby potem nie zaprzepaścić efektów wielogodzinnej pracy.
Próbowałam też, z powodzeniem, farbować wełnę w domu.
Dziewiarskie zakupy robię w Polsce i za granicą, wykorzystując narzędzia internetowe. Tu gdzie mieszkam, w pasmanteriach naziemnych są dostępne głownie akryle, a ja akrylu nie używam. Poniżej kolejno: bawełna, alpaka, bambus, wełna, jedwab.
 
  
LATO - W OGRODZIE
Zajmujemy się reorganizacją i prowadzeniem dużego (i wciąż powiększanego) ogrodu naturalnego z kolekcjami roślinnymi, ogródkiem warzywnym i małym stadkiem kur zielononóżek kuropatwianych. Nasz ogród to stare i nowe nasadzenia - drzewa i krzewy ozdobne i owocowe (w tym stuletnie renety i olbrzymia robinia), liczne byliny. Nie mamy tu równiutkich trawników i rabat zakładanych na włókninie, ani żadnych elementów ze sztucznych tworzyw.
Najukochańsze moje kolekcje to prawie 200 róż w stu odmianach i ponad trzydzieści odmian chryzantem zimujących w gruncie. Prowadzę też małe poletka samodzielnie rozmnażanych ziół - lawenda, oregano, wiesiołek, dziewanna, dziurawiec, kocimiętka, mikołajki i jeżówki. Pasjonuję się też uprawą pomidorów w ciekawych barwach i kształtach, a przede wszystkim o rewelacyjnych walorach smakowych. 
Nastawiam zioła, owoce i kwiaty na octy naturalne (np. lawendowy, jabłkowy, śliwkowy, wrotyczowy, pomidorowy) i roślinne maceraty olejowe do celów kosmetycznych i kulinarnych. Robię też różne dekoracje roślinne z tego wszystkiego, co rośnie dookoła - z traw lub cienkich gałązek brzozy łatwo zrobić stelaż i na nim wyplatać wianki, które potem cały rok cieszą oko. Pora lawendowych żniw, to kilka dni wytężonej pracy, kiedy to kilka godzin dziennie zajmuje mi ścinanie pędów z kwiatostanami, segregowanie ich, układanie bukiecików i suszenie materiału do woreczków zapachowych.
Przygotowuję też susze roślinne na herbaty ziołowe i jako dodatek do zielonej herbaty, którą pijemy od lat. Te skarby to na przykład nagietek, róża, rumianek, mięta, melisa, chaber bławatek, dziurawiec, lawenda, bluszczyk kurdybanek, oregano i krwawnik.