15 marca 2023

Mamy właśnie za sobą bardzo niezwykłą dla nas inicjatywę, którą powzięliśmy w związku z okrągłymi urodzinami Młodego, a mianowicie... w całkowitej tajemnicy (którą udało się utrzymać do samego końca), pojechaliśmy oboje do Krakowa, gdzie spędziliśmy dwa dni z naszymi dziećmi. Program był wcześniej ustalony, a realizacja była możliwa dzięki wciągnięciu do spisku Młodej i Synowej. Dziewczyny spisały się na medal, nie puściły farby, utrzymały pełną konspirację i pomogły wszystko zorganizować.

W programie było odkrycie niespodzianki przed Jubilatem w sobotnie południe przy kawie w "Pożegnaniu z Afryką" w samym centrum Krakowa (przy Tomasza), a potem piesza wyprawa w śniegu z deszczem na obiadek w "Smakach Gruzji", gdzie wszystko było przepyszne i gdzie jawnogrzeszyłam spożywaniem białej mąki. Ten pełen wrażeń dzień zakończyliśmy seansem kinowym, oglądając "Duchy Inisherin" w kinie Pod Baranami.

Niedziela to była wizyta u Młodego, pierwsze nasze spotkanie z mamą Synowej i wspólny obiad. Potem (już tylko my z dziećmi) pojechaliśmy do Żydowskiego Muzeum Galicja na koncert Stanisława Soyki, którego niegdyś chodziliśmy słuchać i oglądać, kiedy występował gościnnie w słupskim teatrze, a nasze dzieci były jeszcze małe.

Wkrotce po koncercie siedzieliśmy już znów w pociągu i tym sposobem nie było nas w domu dwa dni i trzy noce, z czego dwukrotnie naszą sypialnią była kuszetka nocnego pociągu. 

Wspólne wyjazdy są dla nas rzeczą niezbyt możliwą do przeprowadzenia, choć miały czasem miejsce, ale wtedy zawsze opiekunem Gospodarstwa był Młody. Teraz, hmhm, było to jednak niemożliwe. Zwierzętami zaopiekowała się zaprzyjaźniona osoba, którą nasze psy znają od dawna, lubią i często widują. Koty zaopatrzyliśmy w taki sposób, że weszły na te dwa dni w tryb bezobsługowy, największym natomiast wyzwaniem były kury, które zazwyczaj są egzotyką dla kogoś, kto na co dzień nie ma z nimi do czynienia, a tu jeszcze w dodatku była przecież gromadka nowych kurek w różnym wieku i kolorze. Opiekunka przeszła szkolenie, podczas którego dostała do ręki wydruk z przepisami wykonawczymi i chodząc po Gospodarstwie, realizowała kolejne punkty. Poradziła sobie na tyle dobrze, że pod naszą nieobecność wszystkie młode kurki nauczyły się spać na grzędzie, czym zakończyły dzieciństwo i weszły w wiek młodzieńczy.

Tak więc wyprawa się udała i mam nadzieję, że obdarowany naszą obecnością Młody miał z tego wszystkiego przynajmniej tyle radości, co ja! Bo też i wszystko, co zaplanowane, udało się zrealizować, mimo niefortunnego początku na słupskim dworcu PKP, ale otempotem.

Bo tymczasem mamy huk roboty przy zagospodarowaniu drewna opałowego, a tu przecież i w ogrodzie wszystko naraz, bo Wiosna naciera! A rano w sypialni jest już tyle światła...

2 komentarze:

  1. Bardzo pozytywnie!
    Tyle rzeczy mogło się nie udać a jednak się udało. Najbardziej zorganizowanie wszystkiego tak, by Młody nie wiedział a wiedzieli wszyscy inni.
    No i kurki :-)
    Masz rękę do ludzi, że znalazłaś opiekę i do psów i do kur.
    Gratuluję wszystkiego i fajnie, że to opisałaś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję pięknie! Mam teraz wysokoenergetyczny weekend, który też będzie wart opisania, jak już się skończy :)

    OdpowiedzUsuń