23 kwietnia 2024

Na pokładzie mamy teraz pozbywanie się materiałów porozbiórkowych. Stary powoli robi porządek z belkami i deskami, usuwając z nich gwoździe i przygotowując do misji odzyskowej. Co nas cieszy - drewno jest zdrowe i czyste (nieimpregnowane żadnym syfem), a więc nadaje się do wykorzystania. Frontowe podwórko jest już posprzątane, a z tyłu częściowo też już odzyskujemy dostęp do furteczki. Próbujemy sprzedać cegły, bo jest ich nieprzebrana ilość i jak się okazało po wystawieniu ich do sprzedaży, są one dość poszukiwanym towarem. Wczoraj już sprzedałam część, a reszta transakcji jest w toku. Spróbuję też sprzedać dwa porozbiórkowe okna. 

Tak więc, jak powiedziałam dzieciom - TWOJA STARA SPRZEDAJE CEGŁY NA OLXie!®

Wywieźliśmy już drobniejsze styropiany, a całe nieuszkodzone płyty zostawiamy i będą one użyte do dodatkowego ocieplenia górnego pokoju. A dziś wyjadą na śmietnik pierwsze worki z papą.

Co do dalszego wykorzystania cegieł w naszym ogrodzie, to z ich części Stary zbuduje kontynuację ruinki - pociągnie ją nieco wyżej, w stronę kurnika. To pozwoli zasłonić ten brzydki narożnik sąsiedniej działki, który wcina się w nasza posesję i z którym to problemem przez wszystkie te lata nie poradziliśmy sobie mądrzej, choć bywały różne pomysły. Jednak im bardziej narożnik zarastał zielenią, tym bardziej znikał z pola widzenia i z pola myślenia (nie mówiąc już o robieniu). Uzyskamy w ten sposób domknięcie "pokoiku" z łóżkiem i miejscem ogniskowym.  

Tymczasem kwietniowe lodowate chłody powodują, że marzniemy tu trochę. Kuchnia i sypialnia miały przez całą zimę izolację w postaci pustej kubatury, czekającej na rozbiórkę, a teraz została tylko nieocieplona cienka ściana i trzeba niestety odkręcać w sypialni drugi grzejnik, bo jak nie, to mamy tam popołudniami 15 stopni. Wkrótce wejdzie sąsiad z robotami ociepleniowymi, ale pewnie i chłody już wtedy miną, więc jak to w życiu - albo klęska niedoboru albo nadmiaru musi być!

Wkrótce majówka w schronisku, drugi wielki festyn charytatywny, na którym będę zaangażowana w kramik ze swoimi octami organicznymi, który sama sobie wymyśliłam i zaproponowałam. Chcę też zaakcentować, że będzie to pierwsza rocznica poznania Gucia, którego właśnie rok temu prezentowałam na majówkowym festynie. Mam zamiar wjechać z jakimś plakacikiem, upamiętniającym to wydarzenie.

15 kwietnia 2024

Trwa rozbiórka i lwia część tej roboty jest już za nami. Wyjechałam na weekend i to, co zastałam po powrocie, jest niesamowite!

Tak teraz wygląda północno-wschodnia ściana budynku. Ściana z bloczków (po prawej) jest wymurowana przez Starego i Młodego, a  za nią jest kuchnia. Ta jednolita powierzchnia po lewej stronie, to oryginalna ściana, znajdująca się jeszcze niedawno pomiędzy naszą sypialnią a pokoikiem gościnnym.

Sąsiad, który zobowiązał się do przeprowadzenia prac, robi wszystko z głową i z sensem, więc na każdym etapie jest czysto i schludnie, a wszystkie elementy porozbiórkowe są od razu segregowane, pakowane i wywożone na miejsce składowania. Zorganizował sobie pomocnika, a także przyczepę, która na bieżąco wywozi cegły i gruz. Mamy teraz ogrom pięknych zdrowych czerwonych cegieł i już moja w tym głowa, żeby się nie zmarnowały. Część pomysłu na te cegły Stary już nawet ma. 

Mamy też zdrowe solidne drewno porozbiórkowe (deski i belki), a to u nas surowiec zawsze pożądany i upragniony. Tak wiec glina i drewno - niczym w "Osadnikach z Catanu". Siano i kamienie też się znajdą, kłopot tylko z baranami.

Zmienią się warunki (już się zmieniły) widokowe i doświetleniowe w ogrodzie. Pod robinią, na tej chryzantemowej rabacie zrobiło się tyle światła! I znów mamy widok na drogę, prowadzącą  do asfaltówki i na wiejski sklep. Ten widok, którego utraty żałowałam, którego mi brakowało od czasu, jak oddzieliliśmy się od dawnej jadalni - znów jest! Teraz widać to wszystko z ogrodu, gdy się stoi w pobliżu tylnej furtki i tego miejsca, gdzie kiedyś było okno małego pokoiku gościnnego. Spod robinii widać frontową furtkę wejściową! No jestem zachwycona.

Oto widok od strony drogi, którą przychodzimy/przyjeżdżamy do domu - before i after.

Rozebrany został ten gówniany dach z papy, a potem ściany, ale piękny cokół z ogromnych kamieni pozostanie na miejscu i stanie się murkiem, na którym będzie posadowione ogrodzenie ze sztachet - takich samych jak przy bramie wejściowej i tylnej furtce. Będzie można przechodzić z tyłu do przodu (na frontowe podwórko) przez dawny pokój i jadalnię, ale ze względu na to, że z przodu budynku cokół jest sporo wyższy (duży spadek terenu), to trzeba będzie pomyśleć o jakichś kilku stopniach w tym miejscu.

01 kwietnia 2024

Nie piszę i nie piszę, a przecież jest o czym!

Przewaliły się święta (no, prawie!), dzieci przyjechały i wyjechały i znów zostaliśmy w stałym składzie: dwoje starców, 2 psy, 2 koty, kogut i 5 kur. Zarzekałam się, że kiedy będzie poniżej sześciu kur, to oddam wszystkie koleżance, ale, no, hmhmhm... jakoś NIE MOGĘ! A może rosa zasiądzie na jajkach???

Młodzi podczas minionego pobytu stali się posiadaczami ziemskimi, albowiem daliśmy im po jednej działce z dwóch pozostałych i jużpowszystkiem. W dniu przyjazdu było podpisanie papierów u notariusza, a potem obiad - w tym samym miejscu, gdzie w styczniu ubiegłego roku posilaliśmy się po sprzedaniu tej działki, która nas uwolniła od kredytu hipotecznego. Przysięgłam sobie solennie, że wkrótce musze wpaść tam przelotem i niezobowiązująco - na falafele z lampką wina - no... koniecznie.  Bachory dostały akty notarialne odczytane przez pana (tego co zawsze) wraz z zastrzeżeniem, że darowizna może być unieważniona, jeśli dopuszczą się wobec darczyńców "rażącej niewdzięczności". No więc. Szklanka wody na starość zapewniona. 

Na poniższych zdjęciach, w związku ze zgłoszonymi obiekcjami RODOpochodnymi: M - Młody, A - Młoda, N - notariusz


Moje kolano wreszcie działa prawie normalnie, nie utrudnia życia i widać, że idzie ku całkowitej poprawie, a takie są moje oczekiwania, choć wiem, że oczekiwania rodzą rozczarowania. No ale cóż, wykupiłam kolejny pakiet sesji rehabilitacyjnych, bo czymś te oczekiwania muszę dokarmiać. Wykonuję też karnie pracę domową zadaną przez panią terapeutkę. Wróciłam już całkiem na jogę, choć skradałam się z początku i nie płaciłam za cały miesiąc, tylko za pojedyncze zajęcia, obawiając się, że nie dam rady dwa razy w tygodniu. A jednak dałam. 

W ogrodzie zapieprzamy oczywiście, jak o tej porze roku mamy w zwyczaju, ale jest nawet w miarę ogarnięty. Wciąż jeszcze przycinam kolejne róże, a ręce mam podrapane jak nożownik lub łapacz dzikich kotów. Pomidorki popikowane, wietrzą się i hartują przez większość dnia, a dzisiejszą noc również spędziły pod chmurką.

Po świętach wchodzi rozbiórka dobudówki, którą dawni nasi goście pamiętają z tego, że była tam jadalnia i mały pokoik dla gości, a kiedyś też - przez krótki jak mgnienie powiek czas - pokoik mamy. Jestem bardzo ciekawa efektu i już bym chciała, żeby się zaczęło.

18 marca 2024

Już jest u nas nowy sezon prac ogrodowych, już się naprawdę zaczęło! Temperatury są blisko zera i pada śnieg z deszczem, ale zupełnie mnie to nie zniechęca, wystarczy tylko ciepło się ubrać. Woda jest już odkręcona, a węże zamontowane, więc nie ma złudzeń. W foliaku wzeszły już rzodkiewki i koper, a pomidory na parapecie niedługo będą potrzebowały pikowania, Prawie codziennie coś robię, sprzątam, przesadzam, planuję, a w tym tygodniu przyjadą nowe róże, więc mam już dla nich prawie przygotowane stanowiska. 

Kupiłam tym razem 5 odmian: Winterfell, Dzika Północ, Wspomnienie Lata, Lemon Fizz i Souvenir du Docteur Jamain

Trzy pierwsze, to odmiany wyhodowane przez Łukasza Rojewskiego, polskiego hodowcę, który zajmuje się tą żmudną sztuką i oprócz niezbędnej (jak sobie wyobrażam) cierpliwości i skrupulatności, posiada również fantazję i poczucie humoru, o czym świadczą nazwy, nadawane odmianom oraz sporządzane przez autora opisy. Kolejne dwie, to róże, które już miałam, ale nie przetrwały i teraz postanowiłam je sobie odkupić. Lemon Fizz w ogóle nie zdążyła mi zakwitnąć i wyschła ubiegłego lata, a "Souvenirka" parę lat temu też jakoś zmarniała, chociaż kwitła i pamiętam, jak cudowne miała kwiaty i jak pięknie pachnące.

Będzie już teraz 186 róż (w 113 odmianach), z tym, że liczba ta jest niedoszacowana, bo niektóre, liczone jako jedna, to właściwie są kępy nie wiadomo ilu osobników - galliki, rugosy i centifolie.

12 marca 2024

Z osiągnięć dnia powszedniego muszę odnotować samodzielny dojazd moim autkiem do schroniska, który miał miejsce w minioną niedzielę. Był tego dnia kolejny Dzień Otwarty i wreszcie mogłam też tam być, co mi dało nieprawdopodobne doładowanie emocjonalne! Obsługiwałam stół - kiermasz z ciastami i przy okazji poznałam ślicznego szczeniaczka, którego wszyscy przytulali i niańczyli, bo adoptowano jego rodzeństwo, a on został sam i strasznie płakał. Zdjęcia wysłałam na grupę rodzinną i zaraz zadzwonił Młody z entuzjastycznym okrzykiem: "wzięliście szczeniaczka!", co świadczy o tym, że ma swoich starych za niespełna rozumu.

W czwartek byłam znów u ortopedy i znów musiał mi odessać z kolana ten płyn stawowy i znów były tego aż 3 strzykawki. Bolało, jak jasna cholera i ten ból pozostał ze mną jeszcze przez dwa dni i aż budził mnie w nocy. Doktor wysnuł dalszy tok postępowania, gdzie było badanie scyntygraficzne w gdańskiej klinice, a następnie podanie przez jakiegoś docenta celowanej wiązki izotopu wprost do komórek maziowych, żeby je wytłuc i żeby przestały się produkować nie tam, gdzie trzeba. Jeśli dobrze zrozumiałam to, co mówił, bo trochę byłam w szoku i od razu w panice, bo tak właśnie reaguję na nowości, dopóki się nie obczytam. Jak mawiał wujek Janek O. do mojej mamy: "Maryś, tyś jest kobita łobcytano". No to ja też bez łobcytania ani rusz. Tymczasem jednak zaznaczyłam że jestem w trakcie rehabilitacji, czego pan doktor nie podważał, ale jakoś tak i bez zachwytu skonstatował. No ale mam się pokazać po zakończeniu rehabilitacji i wtedy ewentualnie dalsze decyzje.

Ponieważ moim zdaniem idzie mi dobrze i mimo tej kolejnej punkcji jest lepiej, i chodzę lepiej, i puchnie mniej, i ćwiczę, i jeżdżę na rehabilitację, więc przecież do cholery, wciąż jestem w procesie i to wszystko działa. Wraz z panią rehabilitantką wpadłam na chytry plan i chyba wykupię sobie jeszcze jedną taką serię pięciu sesji rehabilitacyjnych, ale po dwutygodniowej przerwie, podczas której będę ćwiczyć codziennie w domu według modelu krew.pot.i.łzy i na ten czas dostanę inne, nowe ćwiczenia.

A oprócz tego wszystkiego miałam wczoraj uścisk dłoni i zdjęcie (grupowe na szczęście) z politykiem rządu słusznie minionego i choć zebrało mnie fizycznie na rzyg, to nie mogłam uciec, bo było to uroczyste spotkanie kilkunastu osób i no... już trudno. Po przyjeździe, od razu przy bramie przyznałam się Staremu, który mimo że wydał okrzyk oburzenia i dezaprobaty, to pozwolił mi jednak spać w domu. Bo to dobry człowiek jest.