25 czerwca 2022

Kolejna róża z tych moich ulubionych, to Moonlight Pembertona i podanie nazwiska hodowcy jest tu istotne, bo istnieje kilka odmian o tej samej nazwie.

Jest to mieszaniec piżmowy, silnie rosnący krzew, który u nas jest prowadzony jak róża pnąca i stanowi ukochaną dekorację furtki wejściowej. Czasem dokazuje i chwyta wchodzących lub wychodzących kolcami za fryzurę, więc trzeba ją trzymać w ryzach - upinać, przyginać i obserwować, jakie ma zamiary.

Nazwa jest bardzo odpowiednia, bo te kwiaty naprawdę są jak księżycowe światło i najpiękniej wyglądają, gdy nie pada na nie bezpośrednie światło słoneczne. Pachną pięknie, a ten kolor... mleczny, śmietankowy, kremowobiały - tak by to chyba można określić.  

Powtarza kwitnienie, ale już nie tak spektakularnie. Czerwiec do niej należy i wtedy padam z zachwytu!

Tak wygląda w szóstym roku od posadzenia.


Wcześniej opisana: Rosa paulli

22 czerwca 2022

To było i minęło, ale tak właśnie się zaczęła moja współpraca z ośrodkiem kultury naszej gminy, który zaproponował mi prowadzenie zajęć dziewiarskich. Przez te trzy lata raz w tygodniu spotykałam się z grupką pań dziergających i było nas najwięcej osiem, ale czasem trzy czy cztery obecne na zajęciach. Porobiłyśmy wspólnie trochę projektów, panie poznały nowe techniki i narzędzia i zrobiły krok do przodu. Trochę im uchyliłam to okienko do nowoczesnego dziewiarskiego świata i one to wiedzą i doceniają. Beze mnie nie dałyby sobie rady tak wyniuchać różne rzeczy i miejsca w sieci, bo nie każda umie dostatecznie posługiwać się komputerem, a już zwłaszcza internetem. Nie umiałyby też skorzystać ze źródeł po angielsku i rosyjsku, a dostęp do nich zwiększa zasoby wielokrotnie. Choć po rosyjsku, to mam teraz obrzydzenie.

Formuła tych spotkań popadła ostatnio w swojego rodzaju stagnację i muszę się głęboko zastanowić, czy ja dalej tego chcę. No ale to pytanie będzie musiało znaleźć odpowiedź dopiero od października.

Tymczasem mamy przerwę wakacyjną i na ten czas wymyśliłam coś innego - otwarte wtorkowe spotkania robótkowe w pewnej kawiarni. Jeżdżą tam ze mną te same panie, ale dołączyły też nowe i odbyły się już trzy takie spotkania, a szefowa kawiarni od razu na start dała nam dziesięcioprocentową zniżkę.

A ja sama dziergam teraz bawełniany obrus - robiony na drutach od środka ku brzegom. Jest to misterna pajęczynka w kolorze ni to beżowym, ni to różowym i będzie dekoracją stolika w sypialni. Zostały mi tylko dwa okrążenia i mam nadzieje skończyć ten obrus dzisiaj, ale to nie jest takie oczywiste, bo każde z tych okrążeń ma ponad siedemset oczek!

 
Edit: Gotowy - po prawie półtora miesiąca dziergania i podpruwania na zmianę. Wzór był dość wymagający, i kilka razy miałam trudności przy przejściu do nowego okrążenia. Zdarzały się też błędy w schemacie (co jest powszechne) i musiałam je korygować, a to naprawdę nie jest łatwe. Mimo wszelkich trudności - uwielbiam prace tego rodzaju.
I jestem dumna jak paw i zadowolona, bo taki miał właśnie być, ten kolor i ten rozmiar!
 

21 czerwca 2022

 

JAK SIĘ ZACZĘŁO MOJE PUBLICZNE DZIERGANIE (archiwalne z 3, 4 i 8 czerwca 2019)

Wymyśliłam, że spróbuję rozkręcić w mojej gminie taką inicjatywę oddolną , która co prawda znana jest na świecie od lat, ale w Polsce to raczej w dużych ośrodkach miejskich, gdzie prężnie działają społeczności robótkowe.
Wydarzenie nazywa się Światowy Dzień Dziergania w Miejscach Publicznych i odbywa się w drugą sobotę czerwca.

Zrobiłam pseudoplakacik, opracowałam tekst zagrzewający do boju i puściłam w świat - na moim profilu fejsbukowym, na grupie sołectwa, na stronie ośrodka kultury, przed którego siedzibą się spotkamy. Jeśli mi się uda, jeśli zdążę, to chciałabym jeszcze podrukować informacje i porozwieszać na wiejskich tablicach ogłoszeń w naszej gminie.
Teraz siedzę i zaczepiam na fejsbuku sołtysów z okolic, których namawiam do rozpropagowania informacji. Prosiłam też o zamieszczenie notki na stronach internetowych ośrodka kultury (już jest) i gminy (jeszcze nie ma).

Ośrodek kultury obiecał dać nam stoliki i krzesełka, a grupa społecznościowa, której jestem uczestniczką udzieliła wsparcia duchowego i kazała siadać, dziergać, zrobić fotki i się pochwalić, nawet gdyby nikt więcej oprócz mnie mnie przyszedł.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

"Zabierzmy druty, szydełka, igły, włóczki i hafty i spotkajmy się w sobotę 8 czerwca 2019!
Początek o godz. 12:00 (tu lokalizacja)
Przynieśmy nasze gotowe już dzieła, żeby pokazać je innym!
Poznajmy się i podzielmy swoją pasją, doświadczeniami i umiejętnościami!
Wyjdźmy z domu ze swoimi robótkami i podziergajmy razem!!!
Pokażmy, że takie rzeczy mogą się zdarzać nie tylko w wielkich miastach!!!"

Tak napisałam w ogłoszeniu i tu jest wszystko.

W necie od dawna istnieją i wciąż powstają nowe mniejsze i większe społeczności, grupy fejsbukowe i fora tematyczne, w oparciu o wspólne pasje. Są ci, którzy wielbią tęczę i nienawidzą tęczy, odchudzają się i chcą przytyć, czytają kryminały, pielęgnują noworodka, chorują na alergię czy chcą iść z bronią na wrogów ojczyzny.
Sama należę do kilku takich grup, w których aktywnie uczestniczę, a znajomości z niektórymi osobami przeradzają się w bliskie więzi i przenoszą do realnego życia..

Czy nie można tego zrobić w zwyczajnym życiu, na ulicy miasta czy wsi gminnej? Można i to się dzieje.
Pytanie jest - czy mnie się uda!

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Udało się i fajnie było!
Pojechałam z całą torbą różności - druty, szydełka, motki włóczki, gotowe szale, chusty i skarpetki. Miałam też stojaczek na ogłoszenie, które było rozpowszechniane przed wydarzeniem, żeby je postawić w widocznym miejscu.
Przyszło pięć pań, z przewagą szydełkujących. Kilka z nas przywiozlo swoje prace, a były tam różne różności na drutach, szydełkiem i hafty richelieu, więc było co oglądać.
Zasiadłyśmy przy stołach na placyku obok ośrodka kultury, którego dyrektor robił nam zdjęcia, a pani dyrektor gminnej biblioteki przyniosła kawę i herbatę.
Pogoda dała posiedzieć trzy kwadranse, a potem burza nas przepędziła do budynku, gdzie jeszcze z kwadransik zszedł na luźnych rozmowach na stojąco i planowaniu przyszłości. A przyszłość to lipcowy festyn gminny w pięknym piknikowym miejscu nad Łupawą, gdzie dostaniemy swój namiocik i będziemy kontynuować.
Na koniec założyłam sobie kartę w naszej gminnej bibliotece i wypożyczyłam książkę. Usłyszałam też, że jakbym chciała przeczytać jakąś książkę, której nie mają, to żeby zgłosić - kupią. No raj, proszę Państwa.

Dodam jeszcze, że tylko jedna z przybyłych pań podąża z dziewiarskim duchem czasu - wiedziała, co to nowoczesne druty z wymiennymi żyłkami, zna internetowe sklepy i robi w nich zakupy, korzysta z wzorów, tutoriali i innych źródeł w sieci.
Pozostałe panie robótkują tak jak przed czterdziestu laty, tym samym sprzętem i z włóczek, o których nawet nie wiedzą, co to są za włóczki - aaa, jakieś prute. Na wieść, że coś można kupić w internecie reagują tak, jakby to było jednoznaczne z kupowaniem na Marsie (ale jedna z pań zapisała długopisem adres www sklepu, więc nie jest tak źle).
Zdziwienie wzbudził bambus jako surowiec dziewiarski i spodobał się bardzo. Z zainteresowaniem oglądały też różne włóczki, które przywiozłam do pokazania. Żałowały, że nie częściej są takie spotkania, ale umówiłyśmy się, że przecież nikt nam nie zabrania i to tylko od nas zależy.

20 czerwca 2022

POŻEGNANIE Z PRACĄ ZAWODOWĄ (archiwalna z 30 sierpnia 2019):

...a tymczasem wyszłam z mojej kariery zawodowej i to nie, że wyszłam i zaraz wracam, tylko wyszłam i tyle mnie widzieli.

Kiedy rok temu odchodziłam na urlop, wiedziałam już, że tam nie wrócę, ale dałam sobie jeszcze czas na poukładanie wszystkiego w głowie, pospisywanie wszystkich "za" i "przeciw" i przekonanie się, co oznacza całoroczne siedzenie w domu, w TYM domu. Bilans nie pozostawiał wątpliwości.

Na pożegnanie przygotowałam sobie przemówienie - kilka zdań, które lęgły mi się w głowie, które dawno już miałam poukładane i tylko je spisałam na kilka dni przed. Zawarłam tam wszystko, co chciałam powiedzieć, wszystko co mi leżało na sercu i na wątrobie i zaakcentowałam też to, co zabolało i co podcięło mi nogi i sprawiło, że nie chciałam już więcej nawet przebywać w tym budynku.
Okazało się, że chyba wyraziłam to, co wiele osób też by chciało powiedzieć, co wiele osób myśli i czuje, ale nie mówi. No w każdym razie nie mówi na głos.
Dostałam od koleżeństwa bardzo burzliwe i długie oklaski, widziałam wzruszenie na twarzach i nawet łzy, a po południu i w następnych dniach napłynęło wiele informacji (bezpośrednich i telefonicznych) z podziękowaniami za to co i jak powiedziałam, z gratulacjami za odwagę i dyplomację. I że to, co powiedziałam było ważne i że oni też się kiedyś odważą.
Jestem z siebie dumna, że dałam radę to wszystko przeczytać w miarę spokojnym głosem i teraz mam poczucie spełnienia i zamknięcia tego rozdziału, a to dla mnie ważne, bo nie znoszę zostawiania za sobą niepodomykanych spraw.

Stary był tam ze mną jako wsparcie i siedział pod drzwiami na ławeczce i wszystko słyszał, a nawet był zdziwiony, że ja potrafię przemawiać takim donośnym głosem.

18 czerwca 2022

Jak się już tutaj bezczelnie chwaliłam, mam około stu siedemdziesięciu róż (choć w zasadzie, gdyby liczyć pojedyncze krzewy, to znacznie więcej, bo na przykład zarośla rugosy z siewu lub tubylczej galliki traktuję jako pojedyncze sztuki, a przecież jest ich tam po kilkanaście/kilkadziesiąt). Rugosa tworząca zarośla w pobliżu studni ma zresztą ciekawy rodowód, bo wysiewałam ją z nasionek, kradzionych własnoręcznie z owocujących egzemplarzy pod pewnym sklepem w Słupsku.

Postanowiłam, że na tym blogasku pokażę Wam w tym roku te z nich, które najbardziej mnie zachwycają, które skradły moje serce.

Dziś róża nieoczywista Rosa paulli (syn.: Rosa rugosa repens alba, Paulii, Repens Alba, Rosa paulii Rehder, Rosa X paulii). Może być traktowana jako okrywowa lub pnąca, a jest to międzygatunkowa krzyżówka róży pomarszczonej (Rosa rugosa) z różą polną (Rosa arvensis).

Pędy są mocno kolczaste, dobrze rozgałęzione o rocznych przyrostach do dwóch metrów. Ma liście typowe dla rugosy - błyszczące i ciemne, a śnieżnobiałe pojedyncze (pięciopłatkowe) i pachnące kwiaty wyglądają jak gwiazdy o wydłużonych płatkach.

Jest to róża, która nie powtarza kwitnienia, ale kwitnie bardzo obficie, u mnie - ścieląc się po ziemi.

Mam ją od 2019 roku, kupiłam w Rosaplant Kamili Szlązkiewicz.

Pisze o niej również Pan Marian Sołtys, który określa jej kwiaty jako "niezbyt urodziwe", z czym zupełnie się nie zgadzam!

17 czerwca 2022

Nasz tzw. maliniak, to spory ogrodzony prostokąt, który jednym (kilkunastometrowym) bokiem przylega do wybiegu dla kur i dzięki temu mają one dodatkowy zielony teren, dostępny po zdjęciu prowizorycznej niby-furteczki, ukrytej w zaroślach. Ostatnimi czasy (a nawet już pewnie od ponad roku) furteczka jest zdjęta all the time, ale wkrótce trzeba ją będzie założyć na jakieś dwa tygodnie, bo nadchodzi pora owocowania malin.
 
 
W ubiegłym roku kury zeżarły nam sporą część owoców. Bardzo je lubią (tak jak wszystkie czerwone owoce), korzystają więc ochoczo z przygiętych malinowych pędów, a jak jest za wysoko, to podskakują i też dają radę.

W maliniaku ulokowaliśmy też stelaż na fasolę, która już wyrasta ponad siatkowy płotek i wkrótce utworzy na konstrukcji zielony wigwam. Fasola musi być zaaresztowana w maliniaku, żeby strąków nie kradły nam psy, a ogrodzona jest tą zieloną siatką, żeby z kolei nie dewastowały jej kury. Oto więc ciąg dalszy lawirowania pomiędzy gatunkami, żeby wyjść na swoje.


W malinach rośnie dużo pokrzyw, które częściowo zjadamy na świeżo i suszymy na zimowe herbatki, a w wielkiej beczce produkujemy też z nich gnojówkę na potrzeby ogrodu. Ale potem, gdy już zawiązują kwiatostany, trzeba je wyrywać, zwłaszcza, że w tym czasie maliny wypuszczają młode pędy, na których w przyszłym roku będą owoce. Odchwaszczać trzeba ostrożnie, bo te młody pędy są bardzo kruche i łatwo je uszkodzić. 

Wczoraj był ten dzień, kiedy to rzuciłam się w pokrzywy - z długimi rękawami, w leginsach i gumiakach. Wyrwałam też sporo innego zielska, w tym wrotyczu i śliwkowych samosiejek, ale pokrzywy zdecydowanie tu rządzą. Dwie godziny mi to zajęło i byłam już naprawdę zmęczona i poparzona solidnie, mimo tych zabezpieczeń. Nie wyrwałam wszystkiego, bo został mi jeszcze taki spory zwarty kawałek, ale nie wiem, czy go nie zostawię ku chwale ekologii, zwłaszcza, że akurat tam niespecjalnie są jakieś maliny.

Przy okazji natknęłam się na oprząd z małymi gąsieniczkami i myślę, że to motylowe przedszkole, bo czytałam kiedyś, że takie pokrzywowe siedlisko to miejsce ich rozmnażania.  Mam i ja!

Czarne, lśniące i rogate (nawet ładne... chyba) - oczywiście mają też swój filmik. Czy ktoś wie, co to za motylki będą?

12 czerwca 2022

Do szczęścia jest mi potrzebna zielona herbata, białe wino latem i czerwone zimą, a przez cały rok bogate śniadania z serami, pomidorami, oliwkami i jajkami (i dużodużodużo zielonej pietruszki). Jest mi też potrzebny mój ogród z różami, chryzantemami, pomidorami, poletkami ziół i wielkimi połaciami chwastów. I moje psy i koty oczywiście (tak, tak, wciąż wchodzą i wychodzą, robią ślady na podłogach i brudzą prześcieradło, ale przecież dają się całować i przytulać).

I jeszcze joga! I dzierganie na drutach. I spanie przy otwartym oknie. I kawa - rano w łóżku, a potem w ogrodzie.

I szerokie widoki z polami i lasami, zapachy kwitnących drzew i wszelkiego pomniejszego drobiazgu. A na polach gryka, facelia, zboża, łubin i ziemniaki. I nowe kwiaty rozkwitające co dzień w moim ogrodzie.

I deszcz, kiedy pada po długich dniach bez deszczu i szeleści i szumi za oknami, kiedy zasypiamy. I smród gnojówki z pokrzyw do podlewania tego ogrodu i smród nawozów znad pól, kiedy pola są nawożone. No a ptaki, przelatujące jesienią nad tymi polami - ach, wtedy rzucam wszelkie zajęcia i gapię się na nie z rozdziawioną gębą.

I na glukometrze mniej niż więcej, i na wadze również.

To tylko tyle. Oczywiście oprócz moich ludzi, którzy są mi potrzebni do szczęścia i ich zdrowie, szczęście i pomyślność ("niech żyją żyją nam").

 

07 czerwca 2022

Wczoraj pierwszy raz widziałam z tak bliska żywego kreta i martwego nietoperza. Krety co prawda widywałam dotychczas z bliska, ale tylko martwe lub półmartwe, zwisające Korze z pyska, bowiem przez całe swoje życie wyłapała ona u nas dziesiątki kretów. Był incydent, kiedy to Młodemu udało się zabrać jej takiego niezbyt jeszcze wymemłanego biedaka i wypuścić na wolność za ogrodzenie, ale najczęściej udawało jej się zamęczyć go na śmierć i potem zostawić, jako zepsutego. 

Tymczasem wczoraj wracamy z jogi, a tu kret biega po łazience, a kot robi głupie miny i figury gimnastyczne. Ja wykonałam swoją część roboty, czyli rozdarłam paszczę jak pensjonarka, a potem przyszedł Stary i już razem (za pomocą dywanika) wyeksportowaliśmy krecika na zewnątrz, co nie było łatwe, bo był dość energiczny, piszczał żałośnie i zapewne nie rozumiał, że udzielamy mu pomocy humanitarnej. Z ostatnich dwóch drewnianych schodków już spadł/zeskoczył, czy też zsunął się jakoś i żwawo się udał do rycia korytarzy. Pewnie powinno się takiego kreta unicestwić, żeby nie niszczył wypielęgnowanych trawników, ale to nie ten przypadek (zarówno w sensie posiadania trawników, jak i morderczych zapędów).

Z nietoperkiem gorsza sprawa, bo znalazłam go rano martwego na trawie przy miejscu ogniskowym. Niby widywało się już nietoperki na różnych zdjęciach i filmach, a latem prawie codziennie widać je o zmroku w ogrodzie, latające jak miękkie trzepoczące szmatki. No, ale to nie to samo. Byłam zdziwiona, jakie ładne jest to zwierzątko - biedna puchata myszka rozpięta na cienkim spadochronie. 

Obydwa te zdarzenia wiążą się pewnie bezpośrednio z kotami i ich aktywną działalnością łowiecką, bo przecież kret sam po schodkach do domu nie przyszedł. 

Jeśli dodać do tego szeleszcząco-trzaskająco-mlaskające odgłosy dobiegające rano spod mojego łóżka (kot Tofik, konsumujący nornicę/mysz), to widać, że jest to dla kotów czas pełen atrakcji sensacyjno-przygodowych.

 

Ogród ma wreszcie dość ciepła i jest po deszczach, więc zieloność szaleje!

01 czerwca 2022

Muszę odnotować kolejny zryw działalności ZUS, będący przejawem dynamicznej aktywności tej instytucji. Otóż DZIŚ dostałam pismo z 1 kwietnia, dotyczące wypłaty dodatkowego wynagrodzenia dla emerytów i jest tam napisane: kwota ta zostanie Pani wypłacona wraz z kwietniowym wynagrodzeniem emerytalnym. Serio.

Zakwitł mi w końcu (po raz pierwszy!) powojnik, który miałam w notatkach jako niewiadomą - dwie odmiany zapisane ze znakiem zapytania. Czekałam na te kwiaty od 2016 roku i teraz już wiem, że jest to powojnik górski Montana Mayleen. Na razie jest wątłym chucherkiem, ale i tak jestem nim zachwycona. Tak niewiele mi trzeba. 

I jeszcze na deser jedne z moich najbardziej ukochanych kwiatów - kwiaty szczypiorku!