Posiałam już większość warzyw na moim nowym warzywniku - pietruszkę, marchewkę, sałatę lodową, buraki liściowe, skorzonerę, cebulę siedmiolatkę i żółtą rzodkiewkę dla Starego, bo ja nie cierpię rzodkiewki w jakimkolwiek by nie była kolorze.
Najdłuższy zagon jest na razie goły - tu będą ogórki, pomidory i dyniowate. Pierwszy raz posiałam też ciecierzycę, bo słyszę już od pewnego czasu, że się udaje w naszym klimacie, więc postanowiłam sprawdzić.
Wyszarpałam też wczoraj darń z kolejnego kawałka na końcu lawendowego pola i wsiałam tam nagietki - aż cztery opakowania. To chyba ma zrekompensować fakt, że rok tamu o nich zapomniałam i nie miałam świeżego plonu żółtych płatków. Posiałam też przy okazji mikołajka płaskolistnego, czerwone ozdobne słoneczniczki i nasturcje w pięciu odmianach.
W poniedziałek wielkanocny kilka godzin mi zajęło pikowanie pomidorów, bo siewki już miały naprawdę ciasno i czas był je ratować.
Pomagali mi Lusia Strażniczka Rozsady i pan Tomasz Raczek. Tofik niby też czynił jakieś starania, ale z tą głupkowatą miną odpadł przy wstępnej selekcji.Popikowałam siewki do dużych kubków, w których kupić można marketowe pomidorki papryczkowe; takie kubki swobodnie mieszczą po 3 sadzonki i mają od razu w dnie dziurki i sprytny uchwyt, więc nazbierałam ich sobie i teraz wykorzystuję. 75 sztuk w piętnastu odmianach - z tym startuję. No więc nadszedł ten czas biegania z rozsadą tam i z powrotem, aby dzień mogły spędzać pod chmurką, ale przed nocą mogły wrócić do domu.
W dawnym foliaku mieściło mi się najwyżej 30 pomidorów, teraz wejdzie trochę więcej, bo foliak oprócz tego, że dostał nowe miejsce, to jest wydłużony o jedno przęsło, co daje mi dodatkową powierzchnię. Stelaż już stoi, teraz czas na założenie nowego pokrycia i przygotowanie podłoża.