20 kwietnia 2022

Posiałam już większość warzyw na moim nowym warzywniku - pietruszkę, marchewkę, sałatę lodową, buraki liściowe, skorzonerę, cebulę siedmiolatkę i żółtą rzodkiewkę dla Starego, bo ja nie cierpię rzodkiewki w jakimkolwiek by nie była kolorze.

Najdłuższy zagon jest na razie goły - tu będą ogórki, pomidory i dyniowate. Pierwszy raz posiałam też ciecierzycę, bo słyszę już od pewnego czasu, że się udaje w naszym klimacie, więc postanowiłam sprawdzić.

Wyszarpałam też wczoraj darń z kolejnego kawałka na końcu lawendowego pola i wsiałam tam nagietki - aż cztery opakowania. To chyba ma zrekompensować fakt, że rok tamu o nich zapomniałam i nie miałam świeżego plonu żółtych płatków. Posiałam też przy okazji mikołajka płaskolistnego, czerwone ozdobne słoneczniczki i nasturcje w pięciu odmianach.

W poniedziałek wielkanocny kilka godzin mi zajęło pikowanie pomidorów, bo siewki już miały naprawdę ciasno i czas był je ratować. 

Pomagali mi Lusia Strażniczka Rozsady i pan Tomasz Raczek. Tofik niby też czynił jakieś starania, ale z tą głupkowatą miną odpadł przy wstępnej selekcji.


Popikowałam siewki do dużych kubków, w których kupić można marketowe pomidorki papryczkowe; takie kubki swobodnie mieszczą po 3 sadzonki i mają od razu w dnie dziurki i sprytny uchwyt, więc nazbierałam ich sobie i teraz wykorzystuję. 75 sztuk w piętnastu odmianach - z tym startuję. No więc nadszedł ten czas biegania z rozsadą tam i z powrotem, aby dzień mogły spędzać pod chmurką, ale przed nocą mogły wrócić do domu.

W dawnym foliaku mieściło mi się najwyżej 30 pomidorów, teraz wejdzie trochę więcej, bo foliak oprócz tego, że dostał nowe miejsce, to jest wydłużony o jedno przęsło, co daje mi dodatkową powierzchnię. Stelaż już stoi, teraz czas na założenie nowego pokrycia i przygotowanie podłoża.

15 kwietnia 2022

O takiej porze roku najwięcej przyjemności sprawia mi praca w ogrodzie. Wczoraj był taki cudowny dzień, ciepły, ale pochmurny, z drobną mżawką - nic tylko ryć w glebie. I można było pracować w cienkiej bluzie i w crocsach na gołe stopy.

Od pewnego czasu mamy nową rabatę trawiastą, której zaczątek dało kilka traw od Zuzi i Wojtka. Rabata jest usytuowana za sznurami z praniem, na takiej małej pseudoskarpie, dzielącej ogród właściwy od tego nowego, zagarniętego terenu.

Wczoraj trawy zostały uzupełnione trzema odmianami irysów, które musiałam przesadzić z innego miejsca i nie wiedziałam gdzie. Stary zarządził, że właśnie tu, będą więc trawy z irysami. Ponieważ na irysach się nie znam, to nie wiem, czy to są holenderskie czy syberyjskie czy czort wie jakie. Jak zakwitną, to je pokażę, bo sama jestem ciekawa, jak się będą komponowały z tymi trawami, a jest ich dość dużo, więc może być ciekawie. 

Powiększałam więc sobie obrys rabaty, a wyszarpane kawałki darni wrzucałam od razu kurom przez płot do maliniaka i widać było, że są bardzo zainteresowane. Do pracy słuchałam nowego zakupu z Audioteki, którym jest "Chamstwo" Kacpra Pobłockiego. Dodam, że to, co robiłam i to, czego słuchałam zgrabnie się uzupełniało i tylko spoglądałam co chwila z niepokojem, czy nie nadchodzi karbowy, żeby mnie bykowcem przez plecy przeciągnąć.

Na koniec wszystko porządnie podlałam, po czym na czterech łapach dopełzłam do domu i wlazłam prawie od razu pod prysznic. Daaawno już nie miałam tak brudnych nóg.

13 kwietnia 2022

To wreszcie napiszę o tych lipach.
Przez kilka dni nie miałam ochoty gadać z kimkolwiek, ani patrzeć na ludzi, a co dopiero pisać. Robiłam zdjęcia, wysyłałam dzieciom, ale już nie płakałam tym razem. Opłakałam pierwsze lipy, które zniknęły z mojego widoku z okien i od tego czasu mam świadomość, że przegrałam.

Kiedyś tak się do nas jechało od strony drogi krajowej...

Teraz ten sam fragment drogi wygląda tak:

I patrząc od drugiego końca

Znalazłam jeszcze dwie fotki, pokazujące widok z naszego podwórka i sprzed bramy - z czasów, kiedy to była żelazna brama w wersji pierwotnej. Wszystkie potężne korony drzew, to lipy i żadnej z nich już nie ma.




 A tak ginęła ostatnia - to widok z okna kuchni.


Pojechaliśmy do końca wsi i z powrotem, policzyłam. Wyrżnęli 31 drzew i w większości były to stuletnie lipy.

Teraz będzie nowoczesność - droga spełniająca najwyższe standardy, powiatowa ale technicznie jak wojewódzka, z chodnikami, przejściem dla pieszych i wyświetlaczami informującymi o prędkości. Będzie też kanalizacja deszczowa, co ważne, bo po deszczach ludziom zalewało posesje. No i lipy, co również ważne, nie będą już śmiecić liśćmi. 

Wielu ludzi wyraża śmiało swoje zadowolenie, serio-serio.


11 kwietnia 2022

W ramach luźnej współpracy z pewnym stowarzyszeniem stałam wczoraj na jarmarku wielkanocnym w Słupsku, a towarzyszyły mi panie z mojej sekcji dziewiarskiej, które sprzedawały różne swoje wyroby rękodzielnicze. Ja natomiast przygotowałam woreczki z suszem lawendowym i własnej roboty ocet lawendowy z zeszłorocznego nastawu i tym samym lawenda '21 poszła w świat.

Przygotowałam sobie poręczny straganik w koszyku - praktyczny w użyciu i transporcie. 

Sprzedałam towaru za prawie 250 zeta i postanowiłam to od razu obrócić w rozkwit gospodarczy, więc kupiliśmy dziś kolejne krzaczki borówki amerykańskiej. Teraz to już mamy ich dwadzieścia pięć i mam nadzieję, że wreszcie przestanę kupować latem borówki do mrożenia od koleżanki z sąsiedniej wsi, bo wystarczy mi swoich własnych.

Gdy ja handlowałam, to Stary demontował namiot foliowy i tym to sposobem oboje dokonaliśmy grzechu pracy w niedzielę, a w dodatku jeszcze w Palmową. Na miejscu po foliaku pozostał istny Secret Garden, a zważywszy, że mamy tam śmietniki, to nawet Secret Garbage Garden, czy jakoś tak.

Foliak stanie teraz w tylnym ogrodzie, gdzie będzie miał słońce od rana do nocy i dostanie też nowe poszycie z ekstra świetnej folii, która ma w beli kolor różowoczerwony, ale na tunelu podobno już nie.

Tymczasem od paru dni mam już tam na tyłach wylizany po swojemu warzywnik i nawet zrobiłam mu brzozową ramkę. Na jednym pasie posiałam na razie jęczmień, a w maju będą tam posadzone pomidory, bakłażany, ogórki i cukinie. Pozostałe dwa pasy podzielone są na sześć grządek, z których na razie tylko jedna jest obsadzona, ale przecież dopiero się rozpędzam.

08 kwietnia 2022

Ponieważ kilka notek temu Zuzia się zdziwiła, że nasz ganek wyglądał kiedyś tak, a nie inaczej, to dziś przypomnę historię jego przebudowy. Pisałam już o tym na bieżąco w starym blogu, ale wszystko przepadło i pewnie se ne vrati.

Kiedy kupiliśmy ten dom, ganek wejściowy był nieco większy (głębszy), miał okno od frontu, a wejście w narożniku, od północnej strony bryły budynku. 

Ganek miał swój urok, ale zapach wewnątrz był, mówiąc oględnie DZIWNY i z czasem coraz bardziej nam to przeszkadzało. W tym czasie nie istniała żadna wejściowa furtka na posesję, a żeby wejść (lub wyjść), trzeba było przesunąć koszmarnie ciężką żelazną bramę.

Stary narysował to sobie po nowemu i był tam nowy ganek i nowy układ komunikacji, z przebudową ogrodzenia, bramy i zaplanowaniem furtki. Wymyślił oczywiście sam, sam, sam! I wykonał też sam i należy to rozumieć dosłownie, bo ani przez moment nie było tu pomocy osób trzecich. Moja (jako osoby drugiej) pomoc polegała na dostarczaniu pożywienia oraz robieniu zdjęć. Ponieważ jestem maniaczką opstrykiwania otaczającego mnie świata, to do niniejszej notki przygotowałam kilkanaście fotek dokumentujących przebieg przebudowy ganku.

Cała akcja ruszyła w czerwcu 2013, a impuls do rozpoczęcia prac wziął się z tego, że tynk z ganku sam z siebie postanowił poodpadać. 

Najpierw więc była destrukcja i demolka.

 

Początkowo prace prowadzone były na poziomie +1, ale wkrótce Stary zagłębił się w czeluście ganeczku, a następnie przystąpił do faszerowania ich nową treścią.
Na drugim, trzecim i czwartym, zdjęciu poniżej widać, o ile został spłycony nowy ganek (a na ukradzionej części powstał tarasik). 
  
I tak sobie żyliśmy jakiś czas, zanim wykonane prace nie nabrały mocy urzędowej i nie doczekały się kontynuacji, a było to w sierpniu i wrześniu (roku tegoż, żeby nie było!)
Wkrótce zaczął powstawać nowy poziom +1. Najpierw wyrosły ściany z pustaków, a potem zaczęła się pojawiać więźba. Również na tym etapie Stary robił wszystko sam, włącznie z wciąganiem do góry ciężkich belek. Tu jak zwykle pomocą posłużyły mu sznury, liny, dźwignie dwustronne i jednostronne oraz inne niezastąpione maszyny proste. Ponieważ pyskowałam i panikowałam (że spadnie, że sobie nadszarpnie kręgosłup i trzewia), to najcięższą z tych belek wciągnął ukradkiem pewnego popołudnia, kiedy to imprezowałam z koleżankami w jadalni, spożywając napoje, powszechnie uważane za obraźliwe.
 
6 września zatknięta została wiecha!
Kupiliśmy nowe drzwi, które podczas montażu spadły Staremu z ganku i obdarły się deczko, dzięki czemu zostały dopasowane do całokształtu, bo już od razu przestały wyglądać na nowe. Wkrótce Stary zamontował belki pod pseudoszachulec oraz zrobił schody i podłogę tarasiku z desek tarasowych.
No i jeszcze na koniec - stan obecny (z ostatnich dwóch lat.)


05 kwietnia 2022

5 kwietnia 1933 urodziła się moja mama, więc gdyby żyła, miałaby dziś osiemdziesiąte dziewiąte urodziny. Maria Eugenia była córką Olgi i Ludwika i była też siostrą Marka i Maciusia, który we wczesnym dzieciństwie zmarł na nieuleczalną wówczas biegunkę. W późniejszym życiu została żoną Bronisława i matką Małgorzaty i Marii zwanej w rodzinie Agatą.

Doczekała się też czworga wnuków, ale kiedyś sama przecież także była wnuczką. W dzieciństwie poznała tylko dziadków ze strony ojca - Brygidę i Józefa z Biecza. Rodzice Olgi - Helena i Szymon - umarli, kiedy ona sama była małą dziewczynką i przetrwali tylko w opowieściach Olgi, a potem mojej mamy.

Szymon Kuroczko był Ukraińcem, a moja babcia Olga urodziła się we Lwowie i tam spędziła dzieciństwo. Teraz, kiedy trwa wojna, często o tym myślę i tym bardziej czuję, że ta wojna realnie mnie dotyczy.

Jest taka rzecz - zdjęcie na wygaszaczu smartfona; a to kwiatki, a to pejzaże czy martwe natury... Ja też tak kombinowałam i ustawiałam sobie różne miłe sercu obrazki, ale wreszcie kilka lat temu zakotwiczyłam. Znalazłam to zdjęcie i od razu wiedziałam, że to jest właśnie to, jedno jedyne. Od tej pory migruje ono ze mną na kolejne smartfony.  

Ten kadr kojarzy mi się ze sceną ze starego włoskiego filmu. Wiem od mamy, że była to ulubiona letnia sukienka - kolorowa i o ciekawym kroju kieszeni, zaczynających się już w talii.

Dokąd wtedy szła, o czym myślała? Kto zrobił to zdjęcie i co to jest za miejsce?


02 kwietnia 2022

Posiałam w tym roku kilkanaście odmian pomidorów, jak zwykle - różnych kształtów i kolorów. Teraz już w polskich sklepach widuje się te różne kolory i kształty, ale gdzie im tam do różnorodności mojej kolekcji!

Powschodziły pięknie i cieszą oko. Były nawet już raz hartowane na powietrzu, ale na razie zaprzestałam, bo zimno jest przeokropnie i boję się o tę wątłą zieleninkę. Powschodziły też różne sałaty na rozsadę i nowa trawa cytrynowa, bo zeszłorocznej zapomniałam wykopać przed zimą i obawiam się, że nic z niej już nie będzie.

Warzywnik, który będzie od tej wiosny w nieco innej lokalizacji, też jest już gotowy do obsiania. Teraz to naprawdę spory kawał, ale dzięki temu pomieszczę się ze wszystkim i skończy się kombinowanie z dodatkowymi poletkami pod pomidory i górkę dyniową.  Stary mi to przygotował po inżyniersku i wreszcie wszystkie grządki są równe we wszystkich wymiarach (2D i n.p.m.), co oznacza, że zdjęcie na geoportalu nie będzie już generatorem hańby i pogardy dla moich uzdolnień w dziedzinie nauk geodezyjnych. 

Zostało nam jeszcze uporządkowanie drewna w tym miejscu i ogólna kosmetyka. Ta część ogrodu jest od pewnego czasu moją ulubioną, tym bardziej, że od mijającego tygodnia muszę unikać wyglądania przez okna kuchni i jadalni. 

Ruszyła przebudowa i modernizacja drogi powiatowej, prowadzącej przez wieś, a prace zaczęto oczywiście od wyrżnięcia kilkuseltetnich lip, prawie wszystkich. Wystarczyły dwa dni robocze i gotowe. Jest goło, brzydko, paskudnie - cała wieś wygląda jak pustynia. Nie ma już ogromnej korony lipy, która widoczna była z okna kuchni nad naszą szopą, ani tych trzech, które widzieliśmy przez okno jadalni. Za to nagle w jadalni pojawiło się oślepiające światło, do którego trzeba się będzie jakoś przyzwyczaić. 

Co prawda jest alternatywny pomysł pozbycia się widoku z okna jadalni poprzez pozbycie się okna jadalni, a nawet i całej jadalni. No, ale o tym kiedy indziej, bo pomysł jest iście szalony.

Tego widoku - z sierpnia 2021 nie zobaczymy już nigdy.

Dziś nad dachem szopy jest goło i pusto.

Kiedy na drzewach pojawią się liście, będzie jeszcze gorzej, bo tym dobitniej uwidoczni się kontrast. Przepadł na zawsze krajobraz zapożyczony, który stanowiły te potężne korony lip.

A co na to powiedzą pszczoły?