23 lutego 2023

Motto na tym blogu głosi, że to, co się jeszcze nie wydarzyło, można zmienić. Ale tym samym - to, co się wydarzyło, to już pozamiatane. A wydarzyło się, że nie zamknęłam wczoraj wieczorem kurnika i przyszedł lis i zeżarł nam cztery kurki - z siedmiu, które mieliśmy. Został kogut i trzy kurki, cały wybieg jest w piórach, a te ocalone biedaki siedzą wystraszone pod jaśminowcem. A ja się czuję, jak brudna szmata do podłogi. Tak to jest, kiedy ma się głowę zajętą czym innym i nie jest się w TU I TERAZ. Zawsze wtedy przydarzają się nam dziwne rzeczy, głupie przypadki, wywołane tym mentalnym rozproszeniem. A zaczęłam ten ciąg w poniedziałek, od zgubienia własnej karty bankomatowej na przystanku przy szosie krajowej i znalezieniu jej w rowie przy drodze cztery godziny później. 

Dziś i jutro będzie przesilenie, bo mamy teraz głowy zajęte naprawdę ważnymi wydarzeniami, które przed nami dziś i jutro i jeszcze w kolejnych dniach. Trzymajcie kciuki, żebyśmy już więcej samoouszkodzeń nie zrobili! Dodam, że Staremu się dziś śniło, że ma odcięty język

No i kolejny raz pojawia się pytanie o sens tej całej zabawy we własne jajka, skoro już na stałe przez większość roku i tak kupujemy jajka od sąsiada. I jak zwykle rozważam 2 opcje:
- natychmiast oddać pozostałe kury sąsiadowi
- natychmiast kupić nowe kurki w zbliżonym wieku i zapomnieć o wszystkim do następnego lisa.


Niestety, świerk o którym niedawno pisałam, nie wytrzymał kolejnej wichury, choć już nie była tak silna, jak ta poprzednia. Zniknął nam z pola widzenia.

19 lutego 2023

Dziś jest niedziela octowa. Po pierwsze pozlewałam do butelek i przygotowałam do wyniesienia do piwnicy moje zeszłoroczne letnie octy - gruszkowy, jabłkowy i mirabelkowy. Po drugie nastawiłam wreszcie ocet z suszu lawendowego, co planowałam od dawna, ale jakoś dotychczas nie miałam pary do działania. A po trzecie ruszyłam zapasy wysoce nieudanego wina domowej roboty (chyba już sprzed trzech lub czterech lat), które robiłam z własnych winogron odmiany Summersweet, z rodzynkami i miodem. Wobec tak szlachetnego składu szkoda było mi je wylać, a pić się nie dało. Wlałam kilka butelek do ni to karafki, ni to wazonu, zabezpieczyłam szmatką z gumką i teraz niech pokaże, co potrafi.

Nastawiłam dziś trzy pięciolitrowe słoje octu lawendowego i zużyłam do niego cały domowy cukier, który kupiony był kiedyś dla gości. Zaraz lecę kupić drugi, bo mi brakło zalewy i muszę dorobić. 

Trochę przy tych octach poeksperymentowałam, a mianowicie wykorzystałam matkę octową z octu jabłkowego i dodałam ją do jednego z trzech słojów z lawendą. Do dwóch pozostałych wlałam tę gęstą część z octu jabłkowego, która została mi po zlaniu klarownego octu do butelek. Wszystko poopisywałam na butelkach, żeby potem móc porównać efekty.

Ponieważ świeci słońce, więc mam dziś turbodoładowanie i posadziłam też czosnek w warzywniku - 4 rządki po 9 sztuk i jeden rządek z czternastoma ząbkami. Razem - 50. 

4x9+14=50 Nawiasów nie potrzeba, obowiązuje kolejność działań (jakby Kubi sprawdzała!)

18 lutego 2023

Mieliśmy w nocy kolejną wichurę nad północną Polską i być może jeszcze gdzieś, ale tego się teraz nie dowiem, bo nie mam jak sprawdzić. Nie ma sieci komórkowej, nie ma sieci internetowej. Nikt nie może do nas zadzwonić ani my do nikogo i to samo dotyczy również smsów. Messenger też nie działa, a na fb od pięciu godzin jako pierwsze widzę kotlety z halibuta i sera, które choć z pewnością są smaczne to i tak post się nie otworzy, żeby poznać szczegóły przepisu.
Nie mogę sprawdzić, co dalej będzie z pogodą. Nie mogę sobie włączyć filmu ani posłuchać radia, podcastu czy audiobooka, bo do tego wszystkiego potrzebny jest internet.
Było gorzej, bo przez całą noc nie mieliśmy prądu, a rano również i wody. Wróciły około 9:00, ale za to przepadła sieć.
Oględziny w ogrodzie wykazały niezbyt dotkliwe zniszczenia: roztrzaskana śliwka w kurniku, rozerwana folia na drzwiach foliaka i zrzucone trzy rynny z daszku wiatki na narzędzia. Wichura strąciła też potężny konar renety, który stanowił zwieńczenie portalu w naszej ogrodowej ceglanej ruince. 

Jest jeszcze jedna zmiana - nie u nas, ale stanowiąca część naszego widoku z okien i od razu zauważalna. Potężny świerk u sąsiada, ale tuż za naszym ogrodzeniem, który był do wczoraj pionowy i prosty, teraz w widoczny sposób odchylił się od pionu i z pewnością może to być początek jego końca. 


Pisane o godz. 17.00. 
17:35 wrócił internet, zniknęły halibuty i komunikaty, że „brak sieci”. Można więc zasiąść z drutami przy jakimś netfliksowym czymś.


(jak mnie wpieniają te czcionki tu na tym blogu, to weźcie trzymajcie mnie, bo nie wyczymie)

17 lutego 2023

Wszyscy świętują dziś Dzień Kota, a u nas są urodziny Kory. Lekceważymy więc swoje koty i z niedowierzaniem konstatujemy, że Kora ma już trzynaście lat! W źródłach na temat tej rasy można poczytać, że Airedale Terriery żyją 10-12 lat, tak więc jesteśmy dumni i szczęśliwi, że udało nam się przeciągnąć ją przez kolejny rok życia.

Od 17 maja 2021 wiemy, że Kora ma w brzuchu rozległy nowotwór, od tego też dnia spodziewamy się w każdej chwili tragicznego i gwałtownego końca albo też nagłego pogorszenia które będzie wymagało wezwania doktora Śmierć z ostatnim zastrzykiem. Nic takiego się jednak nie wydarza i choć biedulka chudnie ostatnio zastraszająco, to wciąż ma apetyt i przypływy dobrego humoru, wciąż chce wykradać orzechy z dużej torby pod sekretarzykiem i głośnym darciem mordy zza drzwi sygnalizuje, że już się nałaziła i trzeba w te pędy i natychmiast wpuścić ją do domu. No i nadal chodzimy na spacerki, takie z obrożą, smyczą i wychodzeniem w pole przez furtkę.

Kora wciąż zajada te swoje cudowne tabletki, ale ich działanie to chyba coś na podobieństwo wiary w duchy. Policzyłam, że zjadła ich już 26 opakowań, a przed chwilą kupiłam kolejne. Dla ciekawych - nazywa się to Neoplasmoxan dog i w składzie ma trans-resweratrol, kwercetynę, witaminę E i selen. Czy to działają właśnie te tabletki, czy też Wiara, Nadzieja i Miłość - na jedno wychodzi.

13 lutego 2023

Sobotnie jubileuszowe spotkanie w naszej szkole jogi udało się cudownie. Przygotowaliśmy (we czworo) dla Mistrza własne gratulacje na makatce pamiątkowej i już po raz drugi wyprowadziłam do ludzi mój nowy sweterek z alpaki. Był pokaz asan w wykonaniu grupy uczniów i Mistrza, a potem obżarstwo na słodko i zjadłam nawet kawałek tortu!!! Bo "gdzie, jak nie tu" i "kiedy, jak nie teraz" - pomyślałam sobie.

Ten Mistrz jest moim pasterzem. To on mnie uczy i pokazuje ścieżki, opowiada, którędy sam dotarł tu, gdzie jest teraz i dokąd dalej zmierza. Słucham, nasiąkam, staram się być w tym zanurzona. Ale wiadomo - czasem trafię na ścieżkę, a czasem mi się popierdoli; ale to zaraz wracam i próbuję znów. 


A w ogóle, to miała być notka zupełnie o czymś innym - o rozczarowaniu i rozgoryczeniu, o tym jak przykro może być w pewnych sytuacjach, które w swej istocie powinny być miłe i wyjątkowe. Wyjątkowo miłe.

No ale właściwie nie mam do kogo mieć pretensji jak tylko do siebie, bo przecież tak zawsze powtarzam, że brak oczekiwań, to brak rozczarowań. Co innego jednak wiedzieć, a co innego stosować i czasem się zapominam, a to się zawsze źle kończy. A przecież - jak mówi porzekadło - był czas przywyknąć no i podobno sama sobie to wyprodukowałam, więc teraz pozostaje tylko konsumować, przełykając gładko.

Bo to ja tu jestem w tej bajce wymyślaczką, aranżerką, organizatorką i realizatorką; w odwrotną stronę transmisja nie działa. 

05 lutego 2023

Zakończyliśmy pierwszy weekend imprezowy i to ten o największym nasyceniu. Najpierw (w sobotę) obiad/kolacja z okazji siedemdziesiątych urodzin szanownego jubilata, a potem wręcz przeciwnie - czyli roczek moje samozwańczej wnuczki. 

Roczek został połączony z chrzcinami, a impreza miała taki rozmach, że całkiem swobodnie mogłaby pomieścić jeszcze kilka równoległych ceremonii.

Gosia dostała od nas w prezencie srebrną bransoletkę z literką, kartkę robioną na zamówienie przez moją utalentowaną koleżankę oraz lalkę uszytą również na zamówienie. Wybrałam z oferty lalkę misiównę Kazię, która przyszła pięknie spakowana i właściwie nie wymagała już niczego poza wstążeczkami na pudełko, ale i bez nich też się mogła obyć.

(zdjęcie ze strony producenta: https://lalkaodserca.pl/)

Oprócz dobrego żarcia była okazja do miłych spotkań z ludźmi dawno nie widzianymi, a znanymi nam z poprzedniego życia, kiedy mieszkaliśmy w mieście, byliśmy młodzi, durni i zabiegani, a nasze dzieci chodziły do szkoły. Znałam naprawdę sporą część rodziny małej Gosi, w tym kilka osób, których ona sama już nigdy nie będzie miała okazji poznać.


No i jeszcze update  :)