02 kwietnia 2023

Po nabraniu oczek wokół centralnego panelu miało być długo i cierpliwie, jednak nie mogłam dać sobie rady z wprowadzeniem do robótki motywu tych liści, a raczej z określeniem, w którym momencie wzoru powinnam je zacząć. 


Cały tydzień mi na tym upłynął i mówimy tu o kilkunastu pruciach. Wreszcie jednak chyba wyszłam na prostą (dziś rano), czyli jestem na tej głównej rozbiegówce - taką przynajmniej mam nadzieję. Ale tak to jest, jak się nie kopiuje gotowego wzoru, tylko kombinuje jak koń pod górę i wygryza z różnych wzorów różne kawałki w celu zaspokojenia swoich wymagań.

Tymczasem jednak nie wiem, kiedy ja będę ten obrus dziergać, bo zaczęło się już! Nie mam na nic czasu, a roboty huk. Stary poprzesadzał trochę roślin za ogrodzenie na zawrotkę (czyli za lawendą) - białe dzikie lilaki, jaśminowce, żylistek, ognik i coś tam jeszcze.

Tak wygląda wbity w ziemię patyk jaśminowca, który nie chciał umrzeć, a wręcz przeciwnie. Dziś został wykopany i otrzymał nowe życie oraz wygodną legalną miejscówkę docelową.

Stary przyciął też stare pnie róży-potwora czyli odmiany Lykkefund i ich fragmenty zostawiłam sobie do pokazywania ludziom (za pieniądze!). Oto one oraz sama beneficjentka po cięciu.

Powoli przycinam kolejne róże i choć jeszcze mi mnóstwo zostało, to widać też postęp. Pomidory na parapecie zaraz będą gotowe do pikowania, w foliaku mam posiane sałaty i posadzoną w wielodoniczkach dymkę na rozsadę (pierwszy raz tak robię!). W warzywniku posiałam też sałaty i szpinak. Trochę mi Kora zrujnowała część warzywnika, bo pochopnie zasiliłam truskawki pałeczkami granulowanego końskiego obornika i wydawało mi się że jestem taka sprytna, że każdą pałeczkę wpychałam do ziemi, żeby zapach się nie roznosił, a potem jeszcze przykryłam grubą włókniną, którą  przycisnęłam brzozowymi konarami. Jednak psi węch to nie to samo, co mój, nawet jeśli pies stary, niedowidzący i głuchawy, to węch jak brzytwa. Nie dość, że dała sobie radę z konarami, to tymi swoimi terierskimi pazurami wyszarpała dziury we włókninie i rozgrzebała grządki doszczętnie. Przypuszczam, że zasiliła gruntownie florę bakteryjną swojego przewodu pokarmowego i nie wiem, czy truskawki w ogóle zdążyły zauważyć, jak troskliwie chciałam o nie zadbać.

Zaczęliśmy też na poważnie rozpisywać plany działań, mających na celu ruszenie z tymi remontowymi pomysłami i z reorganizacją w domu. Mniej więcej określamy kolejność prac, ale są to sprawy trudne i skomplikowane, a w dodatku trzeba się liczyć z różnymi niespodziankami, na które się natkniemy, wdzierając się w substancję budynku.

Strasznie mi się chce ganiać z meblami, robić zmiany, nawet już mi się to śni po nocach. Ale i boję się tego, co nastąpi potem, bo punkt pierwszy - 1.Wyprowadzka sekretarzyka z małej sypialni niesie za sobą punkt drugi - 2.Demontaż bambusowej podłogi jadalni. Nie zważając na niedzielę i w dodatku palmową, zacznę chyba dziś.

Poczyniony jest kosztorys i już widać, że trzeba będzie wyznaczać jakieś sensowne etapy, tak by nie rozgrzebać wszystkiego naraz i samym sobie nie utrudnić życia i obsługi codzienności. Nie wiem też, ile siły fizycznej będziemy mieli my sami, żeby temu podołać, bo tymczasem nadal jeszcze borykamy się z zagospodarowaniem drewna opałowego i na razie to jest wciąż priorytet.

Przydałby się pomocnik - silny, zdrowy, tani i niepijak, czyli bajki z mchu i paproci.

3 komentarze:

  1. Wow! Widzę, że nie nudzicie się. Pracy w brud i żeby tylko pogoda dopisała.
    Życzę dużo zdrówka i znalezienia odpowiedniego pomocnika ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chętnie bym byłą tym zdrowym (chyba?) i dość tanim, bo na własnym utrzymaniu pijącym okazjonalnie i kulturalnie pomocnikiem. Miałabym poczucie, że robię coś pożytecznego.

    OdpowiedzUsuń