21 sierpnia 2024

Wczoraj obejrzałam filmik pana Grzegorza na kanale Rozeogrodowe, gdzie pokazywał CO i JAK, ale przede wszystkim KIEDY trzeba zrobić, żeby nakłonić róże do trzeciego kwitnienia. Ostatecznym terminem wykonania zabiegu był szesnasty sierpnia, ale przecież wiem, że on mieszka pod Tarnowem, więc mam parę dni zapasu, bo to co u niego już się dzieje, u mnie dopiero nadchodzi. Rzuciłam się więc w ogród z sekatorem i według zaleceń z instruktażu naciachałam dwie taczki urobku. No i poprzyglądałam się różom przy tej okazji i stwierdziłam, że niektóre z nich to już chyba same z siebie postanowiły się zebrać do tego trzeciego kwitnienia i mam nadzieję że zdążą i że jesień będzie długa i piękna.

Trzeba przyznać, że tego roku mamy komfort z podlewaniem z góry i naprawdę do tej pory chyba tego nie doceniałam, choć przecież zdawałam sobie sprawę, że pada i podlewa i nie muszę wystawać godzinami z wężem. Samopodlewanie mamy tylko w borówkach, więc podlać ten nasz wielki ogród w suchych okresach, to nie jest zajęcie na jeden dzień, oj nie. 

Dzięki obecności Młodego z Rzanetkom, mogliśmy ze Starym urwać się na parę dni i pojechaliśmy do naszych przyjaciół pod samą białoruską granicę, na tereny, które w tym roku dotknięte są długotrwałą suszą i cała zieleń zupełnie inaczej tam wygląda niż u nas, a patrząc ogólnie, rzutem oka dookoła - nie jest taka soczysta i nasycona. Niezwykły i przebogaty ogród Gospodarzy też zastaliśmy umęczony i sponiewierany suszą i upałem, tym bardziej, że nie mieszkają tam oni na stałe, tylko wpadają od czasu do czasu. Odwalają wtedy kolejne fale katorżniczej roboty - o czym można potem poczytać w blogu, do którego link mam tu u siebie, po prawej u góry - po czym znów znikają. Mają tam natomiast zasobną glebę i bujność roślin zupełnie odwrotną niż u nas, gdzie na tych pomorskich piachach (mimo ich dokarmiania) wszystkie rośliny mamy o połowę mniejsze niż w jakichkolwiek opisach. Był to spokojny czas, pełen długich rozmów i było też trochę zwiedzania, które jednak było trudne ze względu na panujące piekielne temperatury. Wiele naszych rozmów zahaczało o deszcz i rzeczywiście jednego ranka ten deszcz trochę popadał ku radości nas wszystkich, bo smutno było patrzeć na przygnębienie Gospodarzy. Mowa też była o tym, które rośliny przypłaciły suszę życiem lub drastycznym spadkiem kondycji i że chyba trzeba się jednak stopniowo przestawiać i skłaniać ku tym roślinom, które nie muszą mieć ciągle wilgotno i dobrze sobie radzą z deficytem wody. 

Ja już ten ogród widziałam kilka lat temu, rośliny były wtedy jeszcze nieduże, a rabaty i cała organizacja terenu w trakcie burzliwych zmian, ale Stary jako profesjonalista miał tu długoletnie zaległości i teraz wreszcie mógł je nadrobić. Stary i W. wykonują poniekąd ten sam zawód, ale mają różne talenta - jeden umie gadać a nie umie rysować, a drugi całkiem odwrotnie. Ciekawe, co by to było, gdybyśmy mieszkali bliżej siebie, czy byliby w stanie współpracować zawodowo? 

Bardzo jesteśmy wdzięczni, że mogliśmy się wyrwać i pobyć przez te parę dni w strefie komfortu emocjonalno-intelektualno-społecznego. Teraz mamy obiecaną zemstę, zwaną także niekiedy rewizytą i mam nadzieję, że to nie było tylko czcze gadanie i że we wrześniu znów nam się uda spotkać, tym razem u nas. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz