11 lipca 2025

Wczoraj był przewspaniały dzień, dzień ulgi i wolności!

Po pierwsze - Gucio miał badanie USG, w którym się okazało, że nie ma żadnych strasznych diagnoz, bo wreszcie wszystko dobrze widać, a nie jak poprzednim razem. Dowiedzieliśmy się, że przebył zapalenie prostaty, a lek, który przyjmował przez siedem dni świetnie zadziałał, pomógł i wyleczył i teraz już jest wszystko w porządku. 

W domu był pysznościowy obiadek z zastosowaniem kopru włoskiego, który przypadkiem mam w warzywniku. Przypadkiem - bo go nie planowałam, a dostałam niespodziewanie gotową rozsadę. Urósł przepięknie i choć bulwki są jeszcze małe, to wyrwałam już część do degustacji i duszone na maśle razem z innymi młodymi warzywkami były całkiem fajne.

Poleżałam w ciągu dnia na łóżku ogrodowym, razem z Guciem, który po bardzo stresującym badaniu też się musiał zrelaksować. 

Po południu, kiedy Młoda skończyła pracę, pojechałyśmy do wsi niedaleczko, a celem było zapoznanie dwóch Agnieszek i wspólna kawka, a potem wyprawa po pomidory, bez których ja nie mogę żyć, a o tej porze roku naprawdę trudno jest mi znaleźć w sprzedaży jadalne pomidory. Z maniackim uporem wypróbowuję różne marketowe propozycje i czasem się uda. No, ale jesteśmy przecież o krok od nowego pomidorowego sezonu i nawet w moim foliaku pierwszy pomidorek łapie już kolor.

A wieczorem było malowanie tarasiku i schodów wejściowych (Młoda) i przycinanie róż na frontowym podwórku (ja), do których to czynności otworzyłyśmy sobie wino i włączyłyśmy muzykę zbyt głośno jak na czwartek. 

Głośnik zresztą został potem na zewnątrz, a nad ranem zaczęło padać, więc teraz się suszy na wszelki wypadek z udziałem dmuchawy, bo choć w instrukcji nie ma ani słowa o tym, że nie można pić wina, śpiewać, malować i przycinać, a potem porzucić głośnik i iść spać, to nie wiem czy jednak nie ucierpiał.

A poprzedniego dnia poinformowałam szefową, że odchodzę z pracy z końcem sierpnia i jestem przeszczęśliwa, że wreszcie to zrobiłam. Stresowałam się bardzo tą rozmową, ale zaplanowałam ją na ten właśnie dzień i już naprawdę chciałam to mieć za sobą. Wszystko przebiegło kulturalnie, a przede wszystkim przy świadkach, a na tym mi bardzo zależało. Świadkowie byli w optymalnej liczbie, a także kategorii pracowniczej, więc po prostu sprzyjały mi niebiosa! Po dwóch latach przygoda wreszcie się zakończy, a jesienią będą być może nowe pomysły i nowe aktywności, ale na pewno nie w takim wymiarze godzin i nie za taką poniżającą stawkę godzinową. Że o innych okolicznościach już nie wspomnę, bo tu przecież mają być wydłubane z życia rodzynki, a nie zawartość kociej kuwety, czy krępujące szczegóły spraw z kategorii Zjawisk Beznadziejnych.

02 lipca 2025

Drugi różany filmik rozwalił system, bo w ciągu niespełna tygodnia przekroczył półtora tysiąca wyświetleń i przysporzył mi kilkadziesiąt dodatkowych subskrypcji. Obecnie - 1854/563.

Wkurza mnie już trochę fakt, że w moich filmikach wyświetlają się reklamy (zarówno przed emisją, jak i w środku!), a ja nic z tego nie mam i nie wiem, jak zrobić, żeby było inaczej. Ale może się kiedyś dowiem i coś na to zaradzę.

Schodki na rabatę tzw. rozbiórkową są już gotowe i wyglądają pięknie, czyli "jak gdyby zawsze tu były", co jest najwspanialszym komplementem.

Jeszcze powstanie bramka-pergola do przerzucenia róży New Dawn, która rośnie przy ścianie domu i chce się piąć w tamtą właśnie stronę, a tymczasem przytwierdzona jest do solidnego leszczynowego patyka, który pozwala na przekładanie jej w prawo (pod okno kuchni) lub w lewo (przez włożenie w krzew ognika) - zależnie od postępu prac.

22 czerwca 2025

Stary zrobił się ostatnio tak robotny, że aż huczy i buczy! Obecnie powstają schody, którymi się będzie wchodzić na rabatę porozbiórkową od strony frontowego podwórka, gdzie jest bardzo wysoko. Nasz dom i ogród znajdują się na terenie o sporym spadku, co skutkuje tym, że na zewnętrznych parapetach okien sypialni mogę sobie postawić kubek z kawą, a na parapecie okna kuchni już nie ma na to szans. Analogicznie, wejście na rabatę porozbiórkową od góry, to jedna belka położona na ziemi, a już od dołu - trzeba budować schody.

Więc najpierw powstał rysunek, który zatwierdziłam do realizacji, a potem Stary przystąpił do działań. Materiałem budulcowym jest drewno, uzyskane po rozbiórce północnej części domu, czyli tzw. belki tubylcze.

Będzie tam również pergola dla róży New Dawn, która już teraz rozpostarta jest łukowato nad przejściem, ale bez uprawnień. Na pergoli będzie na legalu.
Jak dziś rano wyjeżdżałam do schroniska, to przyszłe schody leżały już na trawie w stanie wstępnej przymiarki, a jak wróciłam, to były już opalone na ciemno i poskręcane.

17 czerwca 2025

Zaczęły wreszcie kwitnąć róże, a ja zaczęłam spamować kosmiczne przestworza filmikami o nich. Obfite i długie opady spowodowały, że różane krzewy powypuszczały mnóstwo grubych pędów konstrukcyjnych, co daje obietnice na przyszłe kwitnienia. To pierwsze kwitnienie też zresztą będzie imponujące, bo oprócz kilku najwcześniejszych odmian, które ucierpiały od przymrozków, reszta ma przeogromne mnóstwo pąków, a niektóre już są częściowo w kwiatach.

Robię w tym roku filmiki i pierwszy z nich jest już gotowy do oglądania.

Miałam dziś wolny dzień i pojechałam do schroniska. "Mój" Lokiś jest już naprawdę w coraz lepszej formie i byłam z nim na cudownym spacerku, gdzie był pełen energii, zadowolony, rozluźniony i żwawy, machający ogonem i bez tej swojej dotychczasowej mowy ciała skazańca. I dawało się go nawet trochę potarmosić, nie zastygał już w tych momentach w niepewności i niezrozumieniu. 

Poznałam też biedną starszą sunię, która w bardzo ciężkim stanie, chora i zagłodzona,  trafiła do schroniska jakoś w styczniu i były obawy, czy da się ją w ogóle uratować. Przeszła w tym czasie szereg operacji, a dziś już powolutku spaceruje z wolontariuszami, ostrożnie drepcząc. Jest to piękna, dość duża sunia, ale musi jeszcze zdecydowanie nabrać trochę masy i trochę więcej sił. Iskierka - bo była zaledwie iskierka nadziei, czy przeżyje. Jest, udało się. Z nią to był oczywiście powolny i krótki spacerek, ale dawała się głaskać, ładnie brała smaczki i udało mi się zrobić jej ładne fotki.
Potem były takie małe dwie srajtki Molly i Maggie i ta pierwsza z nich to jest śmieszność nad śmiesznościami z malusieńkim pysiem, z którego sterczą wielkie wampirze zębiska i z uszami nietoperza, rezolutna i energiczna, poszczekująca na dziwne odgłosy. 
Maggie, ta druga, to delikatna, słodka, milusia sunieczka, która tylko by się przytulała i rozdawała całuski. Na spacerze, jak wejdą obie w koleinę od opony ciągnika, to znikają w niej prawie, takie są małe! To wesołe, słodkie pieszczochy, obie jednak z problemami zdrowotnymi.

Na koniec poszłam posiedzieć na podłodze w boksie u dwóch nowych piesków, z których jeden to wycofana wystraszona mała suczka Alpaka. Taka przynajmniej była, kiedy złapano ją w jakiejś wsi jako zupełną dzikuskę i przywieziono do schroniska. Teraz już się trochę ośmiela, jest delikatna, grzeczna, spokojna, ładnie i nie łapczywie bierze smaczki, można ją głaskać i poczochrać troszeczkę i wygląda na to, że się szybko oswoi. Siedziałam tam u nich na podłodze z kwadrans i namiziałam się z obojgiem po same uszy. Alpaka jest nieprawdopodobnie urocza, ma świetliste orzechowe oczy - zakochałam się!
Wieczorem wszystkie te spacery trzeba wpisać do specjalnego dokumentu google, z imionami psa, czasem trwania spaceru lub pobytu na wybiegu i nazwiskiem wolontariusza.

A wczoraj wysłałam listami poleconymi nasze protesty wyborcze do Sądu Najwyższego.

12 czerwca 2025

Po wielu deszczowych dniach wreszcie przyszła pełnia, a po pełni zmiana pogody. Świeci słońce, nie pada i jest cieplej, a kolejne róże pokazują kolory. Rosną szaleńczo chwasty, rosną warzywa, a pomidory zawiązują owoce. Ziemia obsycha, a ślimaki trafia szlag. 

Warzywnik w skrzyniach spisuje się ekstra, ale widać, że będzie potrzebna chyba jeszcze jedna długa skrzynia i na to Stary ma czas do następnej wiosny. 

Nowe pomalowane drzwi na nowej elewacji domu wyglądają przepięknie i zachwycam się nimi każdego dnia. I za każdym razem się dziwię, jak je widzę, ale to mi się jeszcze musi osadzić w głowie. 

Również od środka wygląda to dobrze, a wnęka drzwiowa jest teraz rozdzielona na dwie części i górna kwatera nie ma połączenia z dolną (poniżej: wieczorem przy świetle elektrycznym, w dzień przy zamkniętych drzwiach).

Kiedyś wnęka była jedną otwartą przestrzenią, a okienko się nie otwierało ani z zewnątrz, ani od strony sieni i w celach higienicznych mogłam sobie tam wsadzić ręcznik na kiju i pomerdać nim w celu usunięcia pajęczyn i zdechłych much. Tak, proszę państwa, nie myłam go w środku przez 15 lat (tu czytelniczki mdleją, a nawet umierają z przerażenia i zgorszenia!).

Ta górna część składa się teraz z dwóch zupełnie niespokrewnionych ze sobą powierzchni. Z zewnątrz jest to nieotwieralne brązowe okienko gospodarcze (marketowe), a skrzydło wewnętrzne jest TO SAMO, które było, ale nie TAKIE SAMO. Zostało ono bowiem przez Starego wyszlifowane, pomalowane, zaopatrzone w nowe zawiasy i zasuwki do otwierania oraz zawiezione do szklarza, który wstawił nową szybę. I teraz otwiera się ono (do mycia - alleluja!) z odchyleniem skrzydła o 180 stopni, a wszystkie przestrzenie dookoła są podocieplane.

Ponieważ jest to okienko ze szprosami z układem w caro, to przemknęła nam nawet przez myśl koncepcja z witrażem. Jednak upadła, zanim przyoblekła się w jakiś konkret, bo okienko jest dla nas przeogromnie ważnym źródłem światła, wpuszczanego do ciemnej sieni. Wpada tędy zresztą nie tylko światło, ale też przedpołudniowe promienie słońca, co daje fenomenalne efekty, kiedy blask odbija się na lusterku wieszaka na okrycia wierzchnie lub przez luksfery kabiny prysznicowej wpada pod prysznic. 
W ogóle sposób, w jaki światło dzienne wędruje po wnętrzu tego domu, to jest po prostu coś niesamowitego! Wielokrotnie jest to światło zapożyczone, a nie wprost wpadające przez okno, za którym świeci słońce, a jest to spowodowane posadowieniem budynku względem kierunków świata. Uwielbiam to!!!