Są wieści z naszego człowieczopsiego domu, a mianowicie nie zakończyła się sprawa leczenia burczego oczka, bo wciąż mu się pokazywała ta trzecia powieka i oczko się mrużyło, więc znów go Stary zabrał do weta. I dziś się okazało, że tam jest jaskra! Buruś dostał nowe krople, tym razem na forever, więc znów jest umęczon, a ja wciąż za nim łażę i zakrapiam oraz rozpisałam cały harmonogram podawania mu leków. Jest to jedenaście razy dziennie "coś": tabletki na tarczycę i na stawy, krople jedne i krople drugie oraz żel do oczka. Biedny dziadeczek... i jeszcze ta nowa suka, o którą musi być zazdrosny.
Nusia coraz lepiej daje się poznać i wiemy już o niej nieco więcej. Wciąż jest spokojna i zrównoważona, ale też lubi szaleństwa i z Guciem bawią się w ogrodzie tak, że zastanawiamy się, które to z nich jest młodym psiakiem! Bardzo się z Guciem polubili i to widać, bo mają wzajemnie na swój widok taką fajną przyjazną i wesołą reakcję. A Burek wciąż się boczy, ale jakby trochę mniej, no ale czasem ją obwarczy tak bardzo brzydko i dostaje wtedy opierdol. Stary mówi, że Buruś potrzebuje więcej czasu i że też się udobrucha, no a teraz się trochę rządzi.
Nuka jest bardzo zdyscyplinowana i wspaniale reaguje na wszelkie polecenia i korekty, no naprawdę - nawet się nie trzeba wysilać. Chyba ton głosu, mowa ciała człowieka i jej psie ośmioletnie doświadczenie powodują, że odczytuje nawet nie do końca znane słowa i w odpowiedni sposób reaguje, na przykład wystarczy tylko lekko skinąć ręką w kierunku jej posłania, a już się tam układa. Respektuje również burczące korekty Burka i nie robi tego, na co on jej nie pozwala. Tak więc on ma coraz mniej powodów do burczenia, bo Nuka zapamiętuje i przestrzega na przyszłość.
Obowiązkowo towarzyszy mi w ogrodzie, a kiedy jestem zajęta dłużej w jakimś miejscu, to kładzie się w pobliżu i mnie wypasa, jak to owczarki. W domu odpoczywa na tym swoim posłaniu, usytuowanym w miejscu, z którego widzi i drzwi do sypialni, i dwa psie posłania w sieni, i mnie na sofce robótkowo-relaksowej.
Nie pcha się nam do łóżka (i dobrze, bo ono jest zajęte przez Gucia).
Nie lubi jabłek ani marchewek, w przeciwieństwie do naszych psów.
Nie bawi się piłką ani psimi zabawkami, choć wczoraj wzięła na chwilę do pyska sznur do przeciągania.
Umie otwierać drzwi zamknięte tylko na klamkę i wczoraj dwukrotnie wyprowadziła do ogrodu całą ferajnę, otwierając najpierw drzwi z sieni do ganku, a potem drugie, zewnętrzne. A dziś odwrotnie, weszli sobie przednim wejściem i widziałam to na własne oczy, bo akurat szlam przez sień do łazienki, no myślałam, że padnę ze śmiechu. Tak więc po piętnastu latach mieszkania tutaj, trzeba się będzie nauczyć zamykania drzwi na zasuwkę.
Obecnie trwa tuczenie Nusi, bo jest przeraźliwie chuda i musimy spowodować, żeby ta jej klawiatura żeber mogła się schować w jakimś ciałku. Już do schroniska przyjechała chuda, a tam jeszcze schudła, pewnie z tęsknoty za swoją panią i z niezrozumienia całej strasznej sytuacji, w jakiej się znalazła. W sumie mieszkała w schronisku od 14 sierpnia do 10 października.
Tam w schronisku szczekała tak dziwnie, jakby nienaturalnie brzmiącym schrypłym głosem, a ja miałam takie skojarzenie, jakby to było stłumione szczekanie psa, któremu ktoś zabrania szczekać i on niby szczeka, ale wie, że nie wolno. Oczywiście u nas w domu to jest zupełnie inne szczekanie, zresztą słyszeliśmy je tutaj przez te sześć dni chyba zaledwie ze trzy razy. Powtórzyła się więc sytuacja z Burkiem, kiedy to ponad jedenaście lat temu przyjechaliśmy do schroniska go poznać, a oprowadzający nas pracownik powiedział, że on ma "irytująco piskliwe szczekanie", czy coś w tym stylu, już dokładnie nie pamiętam. No miał. Ale w domu już nie miał. To tylko pokazuje, jakim stresem jest dla psa takie uwięzienie w tym piekle dźwięków i odoru psiego przerażenia, że nie mogą tam być w pełni sobą, bo są zalane fontannami kortyzolu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz