Tyle się uzbierało zaległości, że nie wiadomo, od czego zacząć. Przede wszystkim trwa remont, a raczej trzeba to chyba nazwać przebudową, przywracającą budynek do stanu pierwotnego.
Z zewnątrz wygląda to tak, że nie cały dom przykryty jest dwuspadowym dachem, bo przed wojną dobudowano kawałek domu, ale dachu nie zmieniano; ten nowy kawałek został przykryty papą.
Wewnątrz - dawniej w tej części było mieszkanie dla nauczyciela, prowadzącego szkołę, która zajmowała resztę budynku. Kiedy szkołę zlikwidowano, nasi poprzednicy mieli tu dwa pokoje, a my potem - jadalnię i mały pokoik, który był kolejno: naszą sypialnią, potem pokoikiem mojej mamy, a na koniec pokoikiem gościnnym i moim robótkowym.
Było nam w tej części coraz zimniej i zimniej i żadne grzanie nie pomagało. Wszystkie ściany były non stop lodowate, a zaczęły się również pojawiać ciemne wykwity i to zarówno na dole jak i u góry ścian, a i meble pokrywały się zielonkawym nalotem. I tak się zaczęła nasza ucieczka z tamtego miejsca.
U progu świąt prace ruszyły, a nawet, jako wytrawni grzesznicy, rozpoczęliśmy w same święta - po śniadaniu wielkanocnym.
Prace zostały podzielone na etapy i według tej kolejności na razie wszystko idzie. Stary oczywiście wszystko robi sam, z dołożeniem starań, by w pozostałej części domu można było żyć w miarę normalnie.
PIERWSZY ETAP prac to odzyskanie z likwidowanych pomieszczeń wszystkiego, co się da, a następnie wymurowanie ściany pomiędzy kuchnią a jadalnią, czyli drugiej połowy nowej ściany szczytowej. Pierwsza połowa ściany już jest - bo to ściana pomiędzy małym pokoikiem a naszą sypialnią i ona właśnie była ZAWSZE ścianą szczytową, więc teraz po prostu wróci do swojej funkcji.
Odzysk materiałów obejmie: podłogę bambusową, podłogę sosnową, płyty styropianowe, płyty paździerzowe, kaloryfery, drzwi z futryną, okno małego pokoiku - wszystko to będzie wykorzystane na górze, gdzie będzie urządzony duży pokój z małą sikalnią. Stary sam to wszystko pięknie zaplanował, narysował, przemyślał i policzył, co jednak nakazuje ostrożność i ograniczone zaufanie, bo w różnych swoich skomplikowanych procesach myślowych zawsze słabo sobie radził z operacjami typu "sześć razy cztery" czy "osiem plus trzynaście", więc... teges.
Oprócz bambusowych desek Stary zdemontował kolejne warstwy, również widoczną poniżej płytę paździerzową.
2. Następnie wgryzł się w pas podłogi, na którym będzie posadowiona nowa ściana. Nie wykrył żadnych niespodzianek, jak również skrzyni ze skarbem. Do prostokątnej dziury wstawił pręty zbrojeniowe (odzyskowe, no przecież - ot tak - leżały sobie od 13 lat w ogrodzie pod płotem!) i zalał betonem.
Po związaniu betonu na otrzymanym podeście wymurował dwa piętra ściany z bloczków (odzysk z szopy - akurat tyle było, jako resztki po budowie ganku, a resztę dokupimy). Dodam, że jako ochronę przeciwkurzową zastosowano kurtynę z grubej folii po poprzednim foliaku, podwieszonej na belce pod sufitem, a więc również z wykorzystaniem odzysku.3.Teraz nastąpi faza sprzątania gruzu z podłogi byłej jadalni, a potem będzie można ułożyć w kuchni brakujący kawałek podłogi (obecnie - płyta paździerzowa).
4. Kolejne prace będą miały na celu całkowite opróżnienie małego pokoiku, bo na razie jest tam jeszcze łóżko z porządnym nowym materacem, jakieś fotele i liczne drobne pierdolety, z nastawem octu lawendowego włącznie. To wszystko trzeba będzie stamtąd wynieść i GDZIEŚ umieścić. Potem rozbiórka drzwi z futryną, okna od ogrodu - i można wymurować ścianę szczytową do końca, a wtedy część przeznaczona do rozbiórki będzie już od strony mieszkania niedostępna.
DRUGI ETAP prac, to będzie urządzenie góry i Stary mi obiecał, że wyniesie się tam w maju, w co ja oczywiście nie wierzę.
TRZECI ETAP który nie wymaga pośpiechu, to będzie ostateczna rozbiórka skorupy dobudówki. Do tej pory będzie sobie czekała, jakby nigdy nic, prawie jak te domki z samego początku "Misia" Barei - co to wyglądają, jakby były, a w rzeczywistości ich nima. No bo jedno okno (od strony furtki wejściowej) wciąż będzie na swoim miejscu, sprawiając wrażenie, jakby nic się nie zmieniło. Prowizoryczne wejście do pustej skorupy będzie zrobione w miejscu drugiego okna (tego w obecnym pokoiku) - gdyby jednak ktoś tam chciał wejść. Choć nie wiem, po co, bo tam już nie będzie NICZEGO oprócz gruzu w workach, przygotowanego do wywózki wraz z gruzem z późniejszej rozbiórki.
Jadalnia (sprzed godziny):
Jestem pełna podziwu dla myśli inżynieryjnej, ale także dla wykonawstwa. Burek na ostatnim zdjęciu wygląda jakby trochę wołał o ratunek :D Te plastikowe panele to gdzie będą, bo nie zakumałam. Niech się mury pną do góry!
OdpowiedzUsuńBurek chce się włamać do mamusi robiącej fotkę :)
OdpowiedzUsuńPanele - na zdj. trzecim od końca (tu gdzie już nie ma już bambusa, tylko płyta paździerzowa). Płytek, tych co w kuchni, się dokupić nie da, więc poszukaliśmy paneli w kolorze zbliżonym i naśladujących deski.
Po którejś notce zrozumiałam wreszcie, że likwidujecie przybudówkę a niedobór metrów będzie zaspokojony przez pięterko. Ogrom pracy zapiera dech. A i świetnie je opisujesz :-)
OdpowiedzUsuńTo byłam ja czyli Pi
OdpowiedzUsuńWiedziałam! Buziaki :)
OdpowiedzUsuń