22 czerwca 2023

Wczoraj padał deszcz, nie za mocny i dość długo - czyli taki dobry Deszcz Ogrodniczy!

Minął już pierwszy tydzień wysiadywania jajek przez Rózię, więc dziś o tym parę słów.

Nie wszystkie kury chcą być kwokami, a zielononóżki to już szczególnie. Mam te zielononóżki prawie od początku, a było przecież zaledwie kilka lęgów i to takich nie za mądrych. Słyszałam że silki (takie kury, jak puchate waciki) są w tej dziedzinie wyrywne i zasiadają choćby na jednym jajku, ale silki nie maja u mnie szans, bo mi nie pasują do tzw. ogólnej koncepcji. A ponieważ słyszałam że te rosy mają silny instynkt, to kupiłam dwie właśnie z myślą o przyszłej kurzej prokreacji. 

Któregoś roku kwoka zasiadła nam na jajkach dopiero w sierpniu, a maluchy wykluły się 6 września, co jest niemądre i może źle się skończyć, że względu na zimne już noce i krótkie dni. A jednak się udało. Pamiętam, że zastanawiałam się wtedy bardzo, czy jej w ogóle nie pogonić z tego gniazda, ale jednak w końcu dałam jej spokój i wszystko dobrze się skończyło. Tu dodam, że odkwoczenie kwoki, czyli wybicie jej z głowy wysiadywania, kiedy ona już wejdzie w ten stan, wcale nie jest proste i są na to różne sposoby, o których można poczytać na drobiarskich forach.

Innym razem z podłożonych jajek wykluło się nam szczęśliwie tylko jedno pisklę, więc biegiem wsiadaliśmy w auto i jechaliśmy na Kaszuby, do pewnego pana, który sprzedawał jednodniowe pisklęta zielononóżek z inkubatora. Kupiliśmy ich wtedy chyba z sześć i podłożyliśmy tej mamuśce wieczorem, kiedy już z tym swoim jedynakiem była ułożona do snu. Taka kwoka rano wstaje i już niańczy wszystkie razem, jak swoje.

Czeka mnie jeszcze pewna ciekawa operacja, a mianowicie prześwietlenie jajek i odrzucenie tych, w których nie ma żywych zarodków. Wystarczy zapalić latarkę smartfona i przykładać do niej delikatnie jajko po jajku - jeśli wszystko jest dobrze, to widać naczynia krwionośne i poruszający się kształt w środku. Wszystkie inne przypadki należy wyjąć i usunąć, żeby uniknąć ewentualnego zagrożenia bakteriologicznego w gnieździe. Do takiego prześwietlania (jeśli odbywa się wieczorem) potrzebne są dwie osoby - jedna musi delikatnie unieść kwokę znad gniazda, a druga prześwietla i musi to robić zarówno szybko, jak i bardzo delikatnie, wiadomka. Pamiętam, że kiedy wysiadywała jajka zielononóżka, to czasem dało się to zrobić w dzień i bezstresowo dla kwoki, bo wtedy, gdy właśnie wyszła na swoją codzienną przerwę obiadowo-toaletową. No ale Rózia siedzi jak przyspawana i choć po śladach widać, że codziennie korzysta z wolierki, to ani razu nie udało mi się tego zaobserwować.

Dodam jeszcze, że kury ras pierwotnych (jak zielononóżki właśnie) nie wykazują też chęci do wysiadywania, jeśli w okolicy obserwują jakieś zagrożenia, niekoniecznie dostrzegane przez człowieka. Obecność srok, szczurów i innych drapieżników w pobliżu, minimalizuje szanse na wychowanie potomstwa i kura to wie, więc się nie wyrywa. Nieodparcie nasuwa się analogia z naszym światem, z tym naszym spadkiem urodzeń, gdy młode dziewczyny nie chcą wyprowadzać na ten świat przyszłych pokoleń, mając jeszcze na dodatek świadomość, że same mogą się stać ofiarami fundamentalizmu religijnego bo ich życie i zdrowie nie jest tu w ogóle istotne.  

Ja wszystkiego o kurach nauczyłam się z internetowego forum "wolierka" i był to dla mnie na początku zupełny kosmos, bo przecież było tak, że weszłam w te kurze sprawy najpierw w praktyce, a potem szukałam wiedzy - czyli zupełnie nie po mojemu, bo ja zdecydowanie najpierw czytam instrukcję, a dopiero potem uruchamiam urządzenie. 

Jeszcze 13 lat temu temat kur był mi równie obcy, co uprawa róż, a teraz - pomyśleć - nawet się ośmielam wymądrzać w obu tych kwestiach!

2 komentarze:

  1. Rózia na jajkach? To dla mnie nowinka ;) Trzymam kciuki za Kwoczkę i wysiadywane jajka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo! Wciąż ich nie prześwietlaliśmy, więc nie wiem, ile jest zapłodnionych - sama jestem ciekawa!

    OdpowiedzUsuń