19 czerwca 2023

Modlę się o wodę z góry, o chociaż trochę deszczu, choć zdaję sobie sprawę, że to może jest kara za moje bezbożnictwo. Nie padało u nas ponad miesiąc, trawa wyschła i trzeszczy pod nogami, a zielona jest tylko w pobliżu rabat, tam gdzie podlewam. Codziennie wlewam w ogród wodę w nieprawdopodobnych ilościach i wkrótce trzeba będzie iść do piwnicy i odczytać wodomierze... oj, będzie grubo. Podlewam ostatnio nawet maliny, bo są obsypane owocami i szkoda by było zmarnować ten trud, jakiego sobie zadały. 

Od minionego czwartku miały być codziennie burze, widniejące w prognozach na Accuweather, nawet po kilka w ciągu dnia, ale nic takiego nie nastąpiło. Nie wiem, co to dalej będzie z tym ogrodem, bo przecież wiadomo, że taki stan się będzie utrzymywał i potęgował w kolejnych latach. 

Jeszcze gorsza sytuacja jest z publicznymi różankami w środku wsi, gdzie już raz w tym roku podlewałam i powinnam teraz znów, ale mam kontuzję barku, boli mnie ręka i nie mam zamiaru męczyć się z rozciąganiem tych beznadziejnych węży do podlewania, jakie mi (na moją prośbę) kupili. Kupili, wiadomo, najtańsze, wiec są one cholernie upierdliwe w użytkowaniu. Zresztą, po co tym różom woda, skoro krzaki nie mogą urosnąć ani zakwitnąć, bo są sukcesywnie obżerane przez daniele, które po pierwsze tu mieszkają, a po drugie są oswajane przez leśniczego i kogoś tam jeszcze, kto ma w dupie moje róże. Kupiłam repelenty dwojakiego rodzaju - emulsję do malowania drzewek i krzewów i zawiesinę do opryskiwania, ale nie widzę jakichś widowiskowych efektów.

Gucio ma się dobrze. Wytworzyli już sobie z Korą i Burkiem dość stabilne stosunki, gorzej z kotami, które już całkiem nie bywają na dole, a Tofik rzadko bywa również na górze. Gdzie on przebywa, gdzie sypia i co jada - jest dla mnie tajemnicą. Lusia zaakceptowała nowy pokój, który urządził jej na górze tatuś i wyleguje się tam na łóżku lub na szafce w szufladzie z kocykiem, daje się karmić i głaskać, a dziś nawet udało mi się ją zakropić przeciwkleszczowo.

Gucio przysparza pewnych problemów z tzw. masą ciała, a mianowicie jest chudy. Już jak go wzięliśmy, widać mu było żebra. Zważyliśmy go od razu na dzień dobry i jak nasze psy, zaczęliśmy karmić psięcą paszą zgodnie z zaleceniami producenta. Po dziesięciu dniach kontrolne ważenie wykazało o 0,6 kg mniej, co przy dwunastu kilogramach ogółem stanowi 5%! Dostaje więc od tego czasu dodatkowy popołudniowy posiłek, po kryjomu, w kuchni, żeby Kora i Burek nie widzieli. Ponieważ po kolejnych dziesięciu dniach waga się utrzymuje, to mam nadzieję, że teraz zacznie wreszcie iść na plus. Sytuacja wygląda tak, ponieważ to psie dziecko siedziało w klatce bez ruchu przez trzy miesiące, a teraz gania jak oszalały, biega, skacze, bawi się, łazi za mną - właściwie, poza nocą, kładzie się spokojnie tylko wtedy, kiedy ja siadam na dłużej z laptopem, czy zaczynam ceremonie kulinarne przy kuchennych blatach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz