27 czerwca 2023

Wczoraj wieczorem prześwietliliśmy jajka. Weszliśmy do kurnika, zamykając za sobą drzwi, żeby było jak najciemniej, zwłaszcza, że na zewnątrz robiło się dopiero zaledwie szarawo. Stary podniósł kwokę ostrożnie z gniazda, a ja brałam kolejne jajka i przykładałam do latarki smartfona. Cztery były niezapłodnione, więc odłożyłam je, a potem wywaliliśmy je za płot, gdzie użyźniły sąsiedzką uprawę roślin motylkowych. Co do reszty, to też nie jestem tak stuprocentowo pewna, ale w każdym razie było widać siatkę naczyń krwionośnych, wiec je odłożyłam na miejsce, do dalszej inkubacji.

No to teraz czekamy na finisz, a ile tam tych małych będzie, to już mi wszystko jedno. Coraz częściej zaczynam myśleć, że trzeba będzie się chyba wycofać z tej całej kurzej hodowli. To jest całorocznie ogrom pracy i zaangażowania czasowego, emocjonalnego i finansowego, a pożytek raczej z kategorii mgły i Ducha Świętego. I ta huśtawka - od lisa do lisa, od jastrzębia do jastrzębia. Albo przeleci która przez ogrodzenie i pies jej dopadnie. No stres za stresem, a jajka i tak przez większość roku kupujemy od sąsiada.

Odpadłby nam jeden poważny obowiązek, a w szczycie sezonu naprawdę trudno tu znaleźć czas, żeby spokojnie usiąść na tyłku poza porami posiłków. Nie mam nawet czasu przerobić paru rzędów na drutach (a zresztą... wyprowadzam się z kontuzji barku, którą sama sobie uczyniłam, więc żal jakby mniejszy).

Remont na górze trwa, a i na dole jest wreszcie postęp i jak dobrze pójdzie, to w tym tygodniu duży pokój dostanie tapetę, dywan i nową lampę nad stół. Nowa lampa nie jest taka nowa, ale wisi nadal w pokoju, który jest przeznaczony do zniknięcia i trzeba ją stamtąd zabrać. Gdyby Karolina czytała tego bloga, to by wiedziała, o którą lampę chodzi!

W tym tygodniu pozawieszałam wreszcie obrazki nad kredensem, zamocowałam siatkę przeciwko owadom i umyłam okno, a na tak przygotowany parapet wypakowałam wszystkie swoje dziewiarskie zapasy, bo teraz będę malować komodę na włóczki i wczoraj już ją sobie przygotowałam. 

Oba koty są już chyba odgniewane, a zwłaszcza mam tu na myśli Tofika, który też zaczyna już korzystać z górnego pokoju i pojawia się tam również poza porami karmienia. Biedak, stracił swoje miejsce do całodobowego spania w sypialni na desce do prasowania, stracił poranne udeptywanie mnie przy pierwszej kawie w łóżku, a wszystko przez tego ryżego gnojka. Wczorajszej nocy Tofik przyszedł nawet do sypialni, ale Gucio też to zauważył, bo obudził nas rumor i łomot ucieczki i pościgu. 

Przy wczorajszym ważeniu Gucia okazało się, że przybrał trochę na wadze, ale do wyjściowej wagi schroniskowej brakuje mu jeszcze ociupinkę. Tajny posiłek popołudniowy zostanie utrzymany, obserwacja również. Dodam, że obecnie Gucio dożywia się także  samodzielnie owocami świdośliwy, czego nauczył go Burek oraz muchami, ale to już z własnej inicjatywy.

2 komentarze:

  1. Gucio czuwa, aby nikt Tobie w nocy (i tak w ogóle) nie przeszkadzał ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, pies sąsiadki (która zawsze przychodzi z nim na kawę), nie może już nękać Burka, bo Gucio nie pozwala mu się zbliżyć ani do Burka ani do mnie!

    OdpowiedzUsuń