06 sierpnia 2023

Nastała długa pora deszczowa, jak w "Stu latach samotności", ale mam nadzieję, że aż tak długo to jednak nie będzie trwała. Żadnego umiaru i równowagi - po lipcowej suszy mamy teraz ogród od wielu dni skąpany w wodzie i bardzo oszczędnie obdzielany promieniami słońca. Więc choć trawa jest zielona, a kury zadowolone, to pomidory zupełnie nie mają smaku, aż zdziwienie mnie ogarnia, bo tak nijakich pomidorów jeszcze nigdy nie miałam.

Przeżyliśmy kolejny (już drugi) raz intensywne warsztaty pogłębionej praktyki jogi - ja z uszkodzonym kolanem, ale prowadzona indywidualnym tokiem, z dostosowaniami i modyfikacjami. Taki tydzień wymaga od nas ogromnej samodyscypliny i dobrej organizacji, bo cztery godziny codziennej praktyki plus dwukrotne dojazdy i powroty każdego dnia, to jest jednak spore zaangażowanie. 

W Gospodarstwie aktywizuję się bardzo oszczędnie, a mówiąc szczerze, czuję się jak wrzód na dupie i mam już dość tego miotania się pomiędzy porywami woli, a niemożnością wynikającą z fizycznych ograniczeń. 

Nastawiłam wczoraj ocet z wrotyczu, a wcześniej nastawiony czereśniowy wyszedł już właśnie z fazy burzliwej fermentacji. Dojrzewają maceraty olejowe - z żółtlicy i dziurawca, a jeszcze nastawię też wrotycz. No i wszędzie susza się porozkładane zioła, głównie na stole jadalnianym, którego latem, jak wiadomo, nie używamy, bo jadamy zawsze na powietrzu. Będę miała na zimę nowe herbatki, bo oprócz tego co zawsze, suszę też pierwszy raz nowości. Mam krwawnik, żółtlicę, skrzyp, stokrotki i przytulię, ale też i pączki kwiatowe z jabłoni, które wyglądały ślicznie i w cieniu i w słońcu.

Zanim przygotowałam z nich susz, to spróbowałam już herbatki ze świeżych pączków i oto efekt.

Susz w słoiczku pachnie owocowo; naparu jeszcze nie robiłam, ale na pewno będzie on urozmaiceniem moich zimowych herbatek. Przyjemność zaczyna się jednak już wcześniej, bo ja bardzo lubię to zbieranie surowców na susz, a potem obserwowanie, jak zmieniają się podczas suszenia, doglądanie ich i przegarnianie dłonią na obrusie, gdzie podsychają sobie spokojnie i powolutku.

Młode kurczaki 4 sierpnia skończyły miesiąc i od paru już dni nie ciągają się z kwoką, która zostawiła je już samopas, a one nieźle dają sobie radę. W ciągu dnia jedzą to co dorosłe i tam gdzie dorosłe, bo korzystają już od dawna z całego wybiegu. Karmimy je specjalnie i dodatkowo tylko rano i wieczorem, co jest możliwe dzięki temu, że śpią jeszcze w swoim odgrodzonym siatką "pokoiku", do którego wejście prowadzi przez wolierkę. Wymaga to wszystko pewnych akrobacji codziennie przed wieczorem, bo musimy je zagonić do tej wolierki, ale też one już wiedzą, że czeka je tam smaczna kolacja, więc współpracują. Trzeba tylko wyczuć moment, kiedy dorosłe kury są już na żerdziach, żeby nie przeszkadzały młodziakom i nie próbowały dobrać się do ich kolacji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz