13 sierpnia 2023

Zakończyła się moja droga przez Mękę Poszukiwań Samochodu. Głównie szukałam w sieci, ale trochę też pojeździliśmy, aż wreszcie natknęliśmy się na pewną waniliową corsę (średnio starą, ale o bardzo małym przebiegu) i tu akcja się zagęściła. Jeden wyjazd ze Starym, drugi ze "szwagrem" (włączonym do rodziny na tę okoliczność, jako ciało doradczo-negocjacyjne) i... przedwczoraj, czyli 11 sierpnia znów weszłam na tę drogę! Ostatnio jeździłam za kierownicą w 1999 roku, czyli aż 24 lata temu, wiec jest to kawał czasu i muszę tu zaznaczyć, że od tej pory zachowałam bezwzględną czystość i nie zgrzeszyłam ani razu.

No to teraz, wiadomo - wszystkiego muszę się nauczyć od nowa. Wczoraj Stary kazał mi jechać drogą przez las, tą samą, którą będę jeździć od września do pracy, ale to był zły i grzeszny pomysł. Ja się muszę najpierw NAUCZYĆ, gdzie co jest w tym aucie i jak się tego używa! I po południu było podejście drugie - pojeździłam trochę po ogrodzie, w warunkach wysokiego komfortu, bo bez obaw, że pojawi mi się nagle w polu widzenia inny pojazd. Tak, tak, po naszym ogrodzie można śmiało jeździć autem i ćwiczyć ruszanie, hamowanie, skręty, zawracanie i inne wesołe manewry, a niebezpieczeństwo wjechania w róże każe zachować skupienie i ostrożność. Ta próba wypadła już nieco lepiej. 

Bardzo ciekawa jest historia zakupu tego samochodu. 

Pierwsze oględziny, na które pojechaliśmy ze Starym w piątek, obsługiwał mąż właścicielki; opowiedział, że autko było własnością jego teściowej, która jeździła nim 11 lat i zmarła ponad pół roku temu, a córki-spadkobierczynie chcą je teraz sprzedać i jeszcze, że niewiarygodnie niski przebieg wynika z faktu, że teściowa jeździła tylko do pracy i z pracy, no i do nich, do dzieci. Przejechaliśmy się z tym panem w krótką trasę, obejrzeliśmy pobieżnie całokształt i wróciliśmy do domu. Kolejna wizyta wymagała obecności "szwagra", którego poprosiłam o pomoc, by bardziej drobiazgowo i fachowym okiem przyjrzał się szczegółom i pogadał o cenie. Wtedy już spotkaliśmy się z właścicielką, z nią też prowadziliśmy półtoragodzinne oględziny i negocjacje, które zakończyły się spisaniem umowy i wykonaniem przelewu należności. "Szwagier" już nie brał w tym udziału, a my ze Starym dostaliśmy od pani kluczyki i obietnicę, że autko będzie czekało na nas przed posesją i odbierzemy je sobie po południu, ale pani w domu już nie będzie, bo wyjeżdża na weekend. Okazało się też, że pani jest psycholożką i ma gabinet w centrum Słupska, gdzie przeprowadza badania psychologiczne kierowców i jeśli mam ochotę, to zaprasza serdecznie na takie badanie, pro bono. 

Kiedy siedzieliśmy tam u niej i zajrzałam do dokumentów, to jakoś mnie tknęło na widok nazwiska poprzedniej właścicielki, tej jej zmarłej mamy, ale byłam na tyle przejęta okolicznościami całej niezwykłej dla mnie sytuacji, że to było tylko mgnienie. Kiedy jednak jechaliśmy (znów ze "szwagrem") po odbiór autka, to zajrzałam tam raz jeszcze i zobaczyłam to bardziej przytomnym okiem. Autko narodziło się w Niemczech, w Eisenach w 2011 roku, a od 2012 było nieprzerwanie własnością Ireny M. "Irena M."? - pomyślałam. Znałam kiedyś osobę o takim imieniu i nazwisku, najpierw nauczycielkę, którą spotykałam na zespołach samokształceniowych, a potem długoletnią dyrektorkę jednej ze słupskich szkół, ale czy to jest właśnie ona??? Bo przecież nie wiem nawet, czy żyje i czy miała córki... Szybko napisałam do koleżanki, która uczy w tej szkole i od razu dostałam od niej potwierdzenie - tak, Irena M. nie żyje od grudnia, tak, miała córkę o takim samym imieniu jak to widniejące na naszej umowie. To było tak nieprawdopodobne, że aż mnie zatkało. 

Przywieźliśmy autko do domu, a wieczorem zadzwoniłam do tej pani i opowiedziałam jej wszystko - że znałam jej mamę, choć słabo, to doskonale ją pamiętam i to jako osobę życzliwą i uśmiechniętą, i że miła będzie dla mnie świadomość, że to właśnie jej samochodem jeżdżę.

Przytrafiła się tu więc historia z gatunku tych, które się nie zdarzają, a są raczej wymyślane przez autorów powieści i scenariuszy seriali.

4 komentarze:

  1. Samochodzik ładniutki, będziesz śmigać aż miło. No a co do historii z byłą właścicielką, to wiadomo, że Ty nie możesz tak po prostu czegoś kupić. Musi być jakiś element magiczny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję nabytku i ciekawych okolicznosci Mam!
    Jeszcze masz 2 tygodnie. Może z autkiem będzie jak z rowerem - nigdy się całkiem nie zapomina jak jeździć :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę tak jest już chyba. Ćwiczę sobie powolutku, ale nie powiem, żebym to lubiła.

    OdpowiedzUsuń