No i w sobotę rzeczywiście nastąpił koniec prac, zawierających się w projekcie o nazwie "rozbiórka dobudówki domu i przywrócenie jego pierwotnej formy". Dodam, że ta dobudówka powstała ok. 1926 roku, więc też już nie była nowa, no ale cały dom jest dużo starszy.
Roboty się zakończyły i można było zrobić z grubsza sprzątanie terenu. Teraz cały burdel i rozgardiasz jest na tym chwilowym niby-tarasiku i tam trzeba wkroczyć w następnej kolejności.
Tak to teraz wygląda od strony ogrodu, spod robinii akacjowej,
a tak od strony frontowego podwórka.
I jeszcze od drogi do domu.
![]() |
Stary siadł i narysował już oczywiście ogrodzenie, które będzie zamontowane na skraju tarasiku. Ze względu na duży spadek terenu, na którym posadowiony jest dom, będzie w ogrodzeniu spory uskok, ale schowa się on w wielkim ogniku, który rósł przy samym dawnym narożniku budynku i teraz będzie mógł wreszcie rozwinąć skrzydła na wszystkie strony. Deski na ogrodzenie są (z rozbiórki), więc nie powinno to trwać długo, zwłaszcza, że w czerwcu przyjeżdża Młody i zadeklarował pomoc, a poza tym jest to dość pilne, bo póki nie ma ogrodzenia, nie można rozebrać tego pozostałego kawałka ściany. Przynajmniej dobrze, że płyta styropianowa, zasłaniająca przerwę między murkiem a narożnikiem domu, została zastąpiona przez bardziej gustowną drewnianą paletę.
Kiedy już ogarniemy to ogrodzenie, przyjdzie chyba czas na prace w miejscu tarasiku, gdzie można uzyskać jeszcze kawałek ogrodu (jak byśmy go mieli za mało!). Będzie to cieniste północne stanowisko i być może dobrze by się tam sprawdziła jakaś kolekcja różaneczników? Do tej pory różaneczniki podobały mi się tylko u kogoś (podobnie zresztą, jak magnolie), bo uważałam, że nie pasują do naszego ogrodu. No ale teraz i tutaj - kto wie!
No i umówiliśmy się z wykonawcą, że jesienią zrobi nam tynk i kolor na tych trzech ocieplonych ścianach.