24 maja 2024

Jesteśmy (tym razem trzyosobowo, z Młodą) uczestnikami eksperymentu prozdrowotnego o nazwie "Post Dąbrowskiej", który już w życiu zaliczyliśmy parokrotnie, ale nie w pełnym sześciotygodniowym wymiarze, tylko lajcikowo - kilka razy po trzy tygodnie. Będziemy trochę chudnąć, a trochę oczyszczać ciało z różnych śmieci, dzięki uruchamianym w trakcie postu procesom autofagii, która nie jest żadnymi bajkami z mchu i paproci, tylko była za to Nagroda Nobla w 2016 roku. No i mamy za sobą już ten najgorszy trudny początek, a ja dziś już chyba wchodzę w ketozę, bo popadłam w stan euforyczny i chce mi się fruwać. 

Jest to post, a nie dieta, bo występuje tu bardzo duży deficyt kaloryczny i dlatego w zaleceniach autorki nie może on trwać dłużej, nić sześć tygodni. Ja tym razem planuję tylko tydzień, oni nie wiadomo.

Post Dąbrowskiej charakteryzuje się tym, że prawie wszystko smakuje beznadziejnie, siki już od drugiego dnia są bezbarwne, zlew się wciąż zatyka po obróbce warzyw i nie ma potrzeby włączać zmywarki, bo wszystkie mycia garów polegają na popłukaniu talerzy/miseczek.

Ścianę północną mamy już ocieploną, zostało tylko pomazać ją klejem i chyba nastąpi to już jutro, a potem jeszcze sprzątanie i Stary musi brać się za ten brakujący kawałek ogrodzenia. Dopóki go nie będzie, to nie możemy rozebrać części murku, który dawniej był ścianą pod oknem pokoiku, bo pieski by nam tamtędy uciekały i zjadały przechodniów. No i trwają rozważania, jako kolor wybrać na te trzy ocieplone ściany, ale to nie w tym etapie, tylko najwcześniej jesienią, pod koniec sezonu ogrodowego.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz