Ponieważ kot biblioteczny nie wzbudził entuzjazmu ludności wyrażonego w komentarzach, to niniejszym przechodzimy do dnia powszedniego w Gospodarstwie wczesną wiosną.
Po pierwsze na południowym oknie wschodzą pięknie pomidorki i to wszystkie 23 odmiany, chociaż nierówno i niektóre ze sporym opóźnieniem. Fajnie powschodziły w foliaku sałaty i rzodkiewki i posiałam też w wielodoniczkach groszek cukrowy (mimo jego nazwy, bo od cukru trzymam się z daleka od lat).
Całą parą idą przygotowania, których finałem będzie montaż grządek podwyższonych oraz wypełnienie ich treścią. W dostosowanie terenu po kurzym wybiegu włożyliśmy ogrom pracy, a jeszcze mnóstwo roboty zostało, ale teraz już nie wygląda to wszystko jak były kurnik, tylko wreszcie jak przyszły warzywnik. Wkrótce będzie nowy filmik, bo zagnieździłam się już nawet po swojemu w domku ogrodnika i czas to wreszcie uwiecznić.
Mój mąż, oprócz tego, że działa mi na nerwy od czterdziestu siedmiu lat (ale gwoli sprawiedliwości, muszę dodać, że nie cały czas z równym nasileniem), to jest człowiekiem upierdliwie dokładnym w wykonywaniu różnych Prac Herkulesa, teraz więc robi ścianki tych grządek warzywnych z takim zaangażowaniem, jakby miały przetrwać trzysta lat, w tym katastrofę nuklearną, klimatyczną i wypalanie traw na terenie całej gminy. Konstrukcja powstaje z desek odzyskowych (no raczej!) po rozbiórce północnej dobudówki, a oto etapy:
W tym roku będą zamontowane tylko trzy grządki, a potem się zobaczy. Orientacyjny rysunek wygląda tak:
Do wypełnienia grządek mamy na stryszku byłego kurnika słomę, mamy też glinę z demontażu ściany wewnątrz domu, mamy biomasę (choćby z wiosennego czyszczenia rabat) oraz tekturowe kartony. No i w sobotę przyjechała jeszcze przyczepka ziemi kompostowej, która również wypełni te grządki (zdjęcia nietenteges, bo pstrykane przez okno).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz