15 maja 2025

Nauczyłam się Kolejności Wszechrzeczy, że najpierw grunt pod klej, a potem klej, a następnie grunt pod tynk i dopiero tynk, czyli że grunt pod tynk jest jednocześnie gruntem na klej lub coś w tym stylu, a więc z tym tynkiem, to nie tak hop-siup, jak bym chciała. Warstwy muszą wyschnąć, a ekipa musi mieć czas i taka koincydencja nie jest łatwa do osiągnięcia. 

Stan "tuż sprzed tynku" wczoraj rano wyglądał tak i jest to druga w kolejności elewacja w trakcie prac, druga z trzech planowanych.

Minęły chyba już całkiem majowe przymrozki i może wreszcie się skończy to wieczorne przykrywanie i zamykanie oraz poranne odkrywanie i otwieranie wszystkich moich upraw. Mam już całkiem śliczniuni warzywnik i nawet mi nie przeszkadzają wyrastające dookoła grządek łany pokrzyw, widoczne na zdjęciach i filmikach. Co ciekawe, kiedy tam idę, to jakoś mniej je widzę gołym okiem, niż potem, uwiecznione przypadkowo w kadrze.

Zaczęłam wczoraj sadzić w foliaku pomidory, ale słabo mi to idzie i chyba nie zdążę dokończyć, bo musiałabym to zrobić dziś, a wiem, że nie będę miała czasu. Jutro o świcie wyruszamy na kolejny zastrzyk w kolano i znów będę sikać na zielono i leżeć z ortezą, więc z prac ogrodowych to sobie będę mogła pooglądać zdjęcia i filmiki na YT.

Ostatni, nowiutki, z dzisiejszego poranka - już gotowy do oglądania!

12 maja 2025

Dni mijają, młodzi przyjechali i wyjechali, drzwi zostały wstawione i oprawione, a nad ranem wciąż jeszcze przychodzą przymrozki. Podobno jutro ma to być już ostatni raz i wtedy w środę przed pracą mam czas na posadzenie pomidorów w foliaku. Jak tego nie zrobię, to następna szansa dopiero w poniedziałek, bo wcześniej nie będę miała możliwości. Codziennie wieczorem przykrywam, co wymaga przykrycia, a rano to odkrywam i trochę się czuję, jak ten chomik, biegający w kołowrotku. 

Pomidory niestety, po tygodniach burzliwego rozwoju, wietrzenia, werandowania i hartowania zamieszkały znów w domu i nie ma innego wyjścia, choć jest im tam od dawna bardzo źle i bardzo ciasno w nogi, zwłaszcza, że niektóre już kwitną. Duży stół jadalniany przysunęłam sobie do okna i tam się z nimi ceregielę.

Roboty tynkarskie rozwlekają się, jak niegdyś guma w gaciach, bo ekipę mamy z doskoku i jesteśmy przez nich wciskani pomiędzy rutynowe prace. Jednak pierwsza ściana domu, ta porozbiórkowa, jest już wytynkowana i wygląda bardzo ładnie. I kolor jest ładny, bo nie ja go wybierałam! 

Rusztowania zostały teraz ustawione przy ścianie sypialni i czekamy, kiedy wskoczy na nie ekipa. Okna sypialni mamy od wczoraj zaklejone folią i trochę to upiorne, bo się człowiek budzi rano, jakby był w wodzie zanurzony, czy coś. Przy tej ścianie była na zewnątrz taka stara brzydka wylewka betonowa, powykrzywiana i powybrzuszana i Stary z Młodym skuli ją i zdemontowali. Będzie tam ułożona opaska z kamieni, które sobie były pod tą wylewką i czekały na ujawnienie. A tymczasem całokształt wygląda tak - rusztowanie, gruz, kamienie.

Ogrom robót został już wykonany jako łańcuch zdarzeń, wygenerowanych przez fakt tynkowania elewacji, a było to możliwe dzięki pomocy Młodego. Młody jednak już wyjechał, a ja obserwuję, że Stary wpadł w trans i amok i gdyby mógł, to by pracował na okrągło, całą dobę. Bardzo dużo czasu i starań wymagała na przykład renowacja okienka nad drzwiami. Z zewnątrz jest teraz nowe okno tzw. gospodarcze, nieotwierane, a od wewnątrz ta część z centrum w karo, którą Stary oczyścił, wyszlifował, pomalował i wyposażył w nowe zawiasy i zasuwki oraz zawiózł do szklarza, który wstawił nową szybę. 


Edit: Stary pisał przed chwilką, że ekipa siedzi na ścianie!

06 maja 2025

Zrobilam właśnie pierwszy krok w kierunku odzyskania komfortu psychicznego w tej sferze, w której go utraciłam. Jestem z siebie dumna, mialam odwagę i stało się.  Pierwszy krok został poczyniony, słowa zostały wypowiedziane i dla mnie - nie ma już odwrotu. Jestem zadowolona i już od razu czuję spływający na mnie spokój.

Na razie więcej szczegółów nie będzie, ale być może będzie to coś się kończy, coś się zaczyna, a może tylko coś się skończy.


Żeby notka nie była bez obrazka, to pokażę, jak wczoraj wieczorem zabezpieczyliśmy z Młodym przed przymrozkiem całkiem już dużą fasolkę szparagową. Najpierw był stelaż z patyczków, ułożonych na doniczkach, potem na to rozłożyliśmy włókninę, a na wierzch jeszcze moje dwa szlafroki polarowe! Opłacało się, bo rano strząsałam ze szlafroków całkiem grubą warstwę szronu!

02 maja 2025

No dobra, to dziś wychodzimy na zewnątrz. Ja nawet nie bardzo umiem porządnie opisać to, co zostało zrobione, więc oto photostory, kto się zna, to się zorientuje w kolejnych etapach.

Najpierw wstawiono w próg potężną belkę tubylczą, ale jako że przez parę godzin była pozostawiona przepaść między belką a podestem, to wpadały w nią różne osoby ludzkie i zwierzęce, doznając uszczerbku. Na szczęście jednak wszyscy przeżyli.

Później, z takich samych belek powstała rama, która osadzona została w otworze drzwiowym. W niej zamontowane zostały drzwi z ościeżnicą.

Postanowiliśmy kupić nowe okno zewnętrzne do świetlika nad drzwiami, takie które przede wszystkim będzie można otwierać i myć, co dotychczas było niemożliwe. Wiadomo na pewno, że nie może ono być białe i w ogóle ta biel nad drzwiami jest wykluczona i wkrótce ślad po niej zaginie.
No i te drzwi, które były dotąd drzwiami wewnętrznymi trzeba będzie oczywiście porządnie zaimpregnować, dobrze przynajmniej, że mało kiedy deszcz pada z tego kierunku.

A gdyby tego było jeszcze mało, to w ciągu dnia wjechała ekipa i ustawiła rusztowania do tynkowania północnej elewacji.

01 maja 2025

Chłopcy już pięknie uzupełnili dziurę w ścianie, dzięki czemu odzyskałam namiastkę intymności, choć trzeba przyznać, że tu gdzie teraz śpię, czyli w moim kąciku internetowo-dziewiarskim jestem dość komfortowo pozasłaniana i oddzielona od świata - na tyle, na ile sama to sobie obmyśliłam. 

Poniżej - kolejne etapy zacierania śladów po drzwiach, które kiedyś były wejściem do szkolnej klasy, a potem do wiejskiej filii bibliotecznej. To ten fragment ściany, gdzie u góry wisi fotograficzna panorama Miasteczka w zachodzącym słońcu, jeden z mega-ultra trafionych prezentów od Zuzi, która ma nieprawdopodobny talent do obdarowywania mnie w sam punkt.

Na pierwszym zdjęciu widać już wstawioną w próg belkę i drugą, stojącą za progiem i przygotowaną do osadzenia, a więc nie zdążyłam pstryknąć "przed" tylko właściwie już pierwszy etap. Belki są nasze własne porozbiórkowe, odzyskowe. Również glina do otynkowania pochodzi z rozebranego fragmentu tej samej ściany, w miejscu gdzie teraz mamy wejście. A więc stara tubylcza materia krąży i wraca prawie w to samo miejsce. Dla mnie to jest magiczne i cenne, taka nasza kolia z diamentów i mercedes prosto z salonu.


Glina musi teraz porządnie wyschnąć, no i trzeba zrobić kolor nowych belek, ale też i starych, tu, gdzie kiedyś przykrywała je framuga drzwi.

A wczoraj rozpoczęły się prace przy wyjściu do ogrodu i też będzie fotorelacja, a na razie tylko przedsmak.

Tak wygląda nasze ogrodowe wejście do domu dziś, na początku Majówki, kiedy wszyscy jeszcze dosypiają, a ja dyżuruję z psami przy porannych obrządkach.