01 kwietnia 2024

Nie piszę i nie piszę, a przecież jest o czym!

Przewaliły się święta (no, prawie!), dzieci przyjechały i wyjechały i znów zostaliśmy w stałym składzie: dwoje starców, 2 psy, 2 koty, kogut i 5 kur. Zarzekałam się, że kiedy będzie poniżej sześciu kur, to oddam wszystkie koleżance, ale, no, hmhmhm... jakoś NIE MOGĘ! A może rosa zasiądzie na jajkach???

Młodzi podczas minionego pobytu stali się posiadaczami ziemskimi, albowiem daliśmy im po jednej działce z dwóch pozostałych i jużpowszystkiem. W dniu przyjazdu było podpisanie papierów u notariusza, a potem obiad - w tym samym miejscu, gdzie w styczniu ubiegłego roku posilaliśmy się po sprzedaniu tej działki, która nas uwolniła od kredytu hipotecznego. Przysięgłam sobie solennie, że wkrótce musze wpaść tam przelotem i niezobowiązująco - na falafele z lampką wina - no... koniecznie.  Bachory dostały akty notarialne odczytane przez pana (tego co zawsze) wraz z zastrzeżeniem, że darowizna może być unieważniona, jeśli dopuszczą się wobec darczyńców "rażącej niewdzięczności". No więc. Szklanka wody na starość zapewniona. 

Na poniższych zdjęciach, w związku ze zgłoszonymi obiekcjami RODOpochodnymi: M - Młody, A - Młoda, N - notariusz


Moje kolano wreszcie działa prawie normalnie, nie utrudnia życia i widać, że idzie ku całkowitej poprawie, a takie są moje oczekiwania, choć wiem, że oczekiwania rodzą rozczarowania. No ale cóż, wykupiłam kolejny pakiet sesji rehabilitacyjnych, bo czymś te oczekiwania muszę dokarmiać. Wykonuję też karnie pracę domową zadaną przez panią terapeutkę. Wróciłam już całkiem na jogę, choć skradałam się z początku i nie płaciłam za cały miesiąc, tylko za pojedyncze zajęcia, obawiając się, że nie dam rady dwa razy w tygodniu. A jednak dałam. 

W ogrodzie zapieprzamy oczywiście, jak o tej porze roku mamy w zwyczaju, ale jest nawet w miarę ogarnięty. Wciąż jeszcze przycinam kolejne róże, a ręce mam podrapane jak nożownik lub łapacz dzikich kotów. Pomidorki popikowane, wietrzą się i hartują przez większość dnia, a dzisiejszą noc również spędziły pod chmurką.

Po świętach wchodzi rozbiórka dobudówki, którą dawni nasi goście pamiętają z tego, że była tam jadalnia i mały pokoik dla gości, a kiedyś też - przez krótki jak mgnienie powiek czas - pokoik mamy. Jestem bardzo ciekawa efektu i już bym chciała, żeby się zaczęło.

4 komentarze:

  1. Poczytuje posty, pozachwycam się i nie mam czasu na komentarz żebyś wiedziała, że przecież tu bywam... Tak jak mówisz, mało czasu na to wszystko co trzeba zrobić i chciało by się zrobić.
    Czekam na zdjęcia z prac rozbiórkowych przybudówki ;) Ściskam cieplutko ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci, że zaglądasz i że nawet chce Ci się coś napisac!

    OdpowiedzUsuń
  3. I ja zaglądam. I się zastanawiam, kiedy odrabiasz te szychty w ogródku, rehabilitacyjne i ogólnoorganizacyjne :-) Szacun!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję! No... jakoś się muszę organizacyjnie wspinać na wyżyny geniuszu! :)

    OdpowiedzUsuń