12 marca 2024

Z osiągnięć dnia powszedniego muszę odnotować samodzielny dojazd moim autkiem do schroniska, który miał miejsce w minioną niedzielę. Był tego dnia kolejny Dzień Otwarty i wreszcie mogłam też tam być, co mi dało nieprawdopodobne doładowanie emocjonalne! Obsługiwałam stół - kiermasz z ciastami i przy okazji poznałam ślicznego szczeniaczka, którego wszyscy przytulali i niańczyli, bo adoptowano jego rodzeństwo, a on został sam i strasznie płakał. Zdjęcia wysłałam na grupę rodzinną i zaraz zadzwonił Młody z entuzjastycznym okrzykiem: "wzięliście szczeniaczka!", co świadczy o tym, że ma swoich starych za niespełna rozumu.

W czwartek byłam znów u ortopedy i znów musiał mi odessać z kolana ten płyn stawowy i znów były tego aż 3 strzykawki. Bolało, jak jasna cholera i ten ból pozostał ze mną jeszcze przez dwa dni i aż budził mnie w nocy. Doktor wysnuł dalszy tok postępowania, gdzie było badanie scyntygraficzne w gdańskiej klinice, a następnie podanie przez jakiegoś docenta celowanej wiązki izotopu wprost do komórek maziowych, żeby je wytłuc i żeby przestały się produkować nie tam, gdzie trzeba. Jeśli dobrze zrozumiałam to, co mówił, bo trochę byłam w szoku i od razu w panice, bo tak właśnie reaguję na nowości, dopóki się nie obczytam. Jak mawiał wujek Janek O. do mojej mamy: "Maryś, tyś jest kobita łobcytano". No to ja też bez łobcytania ani rusz. Tymczasem jednak zaznaczyłam że jestem w trakcie rehabilitacji, czego pan doktor nie podważał, ale jakoś tak i bez zachwytu skonstatował. No ale mam się pokazać po zakończeniu rehabilitacji i wtedy ewentualnie dalsze decyzje.

Ponieważ moim zdaniem idzie mi dobrze i mimo tej kolejnej punkcji jest lepiej, i chodzę lepiej, i puchnie mniej, i ćwiczę, i jeżdżę na rehabilitację, więc przecież do cholery, wciąż jestem w procesie i to wszystko działa. Wraz z panią rehabilitantką wpadłam na chytry plan i chyba wykupię sobie jeszcze jedną taką serię pięciu sesji rehabilitacyjnych, ale po dwutygodniowej przerwie, podczas której będę ćwiczyć codziennie w domu według modelu krew.pot.i.łzy i na ten czas dostanę inne, nowe ćwiczenia.

A oprócz tego wszystkiego miałam wczoraj uścisk dłoni i zdjęcie (grupowe na szczęście) z politykiem rządu słusznie minionego i choć zebrało mnie fizycznie na rzyg, to nie mogłam uciec, bo było to uroczyste spotkanie kilkunastu osób i no... już trudno. Po przyjeździe, od razu przy bramie przyznałam się Staremu, który mimo że wydał okrzyk oburzenia i dezaprobaty, to pozwolił mi jednak spać w domu. Bo to dobry człowiek jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz