06 listopada 2023

No i jestem już po operacji kolana. Znienacka był telefon, że jest dla mnie miejsce na oddziale i mam się stawić 1 listopada w Izbie Przyjęć, a artroskopia będzie następnego dnia. 

Zabieg zrobiono laparoskopowo, w znieczuleniu podpajęczynówkowym, a jako atrakcję w pakiecie miałam pełnometrażowy film dokumentalny na żywo, pokazujący wewnętrzne środowisko mojego stawu kolanowego oraz proces jego naprawiania. Musiałam tylko lekko skierować wzrok w lewo i wszystko widziałam na dość dużym monitorze. To było fascynujące i nie mogłam oderwać wzroku, zwłaszcza, że obraz był bardzo dobrze widoczny i czytelny, a nie jakieś tam mglisto-wodniste maziaje jak w przypadku USG. Co ciekawe - ani przez chwilę mój mózg nie wytworzył jakiegokolwiek powiązania między oglądanymi scenami a moim ciałem. Niby rozumując logicznie, WIEDZIAŁAM, że to się dzieje w moim kolanie, w mojej nodze, ale musiałam sobie samej to powiedzieć, bo zupełnie tego nie czułam. Na początku był nawet taki moment, że nie od razu do mnie dotarło, że oglądam na ekranie wnętrze swojego własnego stawu, ale jak już sobie to uświadomiłam, to, no naprawdę... film (jak i zabieg) trwał około godziny, ale gdyby trwał dwie, to też bym się gapiła z niesłabnącym zachwytem. 

Było tam w środku kremowobiało, a wszędzie kolebały się takie gąbczaste struktury, jakby chełbie w morzu, ale o gęstszej strukturze, nieprzejrzyste. Jedne były mniejsze, inne większe, niektóre luzem a inne poprzyczepiane i trzeba było je pociągnąć i odciąć, a wtedy odkurzacz je wysysał ze stawu. Był też moment szlifowania twardych wystąjących nierówności i wygładzania skraju kości, jakby szlifierką czy inną strugarką i wtedy słychać było inny dźwięk od strony pana doktora (ukrytego za balkonikiem maskującym), a ja czułam jakby drgania i wibracje przenoszące mi się przez brzuch do ręki, którą mi na tym brzuchu położyli przed zabiegiem. 

W szpitalu byłam dwie noce; trafiłam na miłą i nieszkodliwą współpacjentkę i właściwie cały pobyt byłby bezstresowy, gdyby nie jeden epizod. Podczas wywiadu wstępnego ciśnienie krwi wybuchło mi do niebotycznych wartości, a anestezjolog powiedział, że co prawda wszystkie wyniki mam bardzo dobre, ale jeśli rano też będzie takie wysokie ciśnienie, to trzeba będzie się wybrać raczej do kardiologa, a nie na artroskopię, bo zostanę zdyskwalifikowana. Trochę się spanikowałam, wpakowałam się od razu do łóżka i ułożyłam się do Śavasany, a w słuchawkach ustawiłam sobie wyciszającą muzykę medytacyjną z Youtuba. Nawet się nie umyłam, tylko tak zapadłam w noc, a nad ranem kontynuowałam, bo słuchawki jakimś cudem już nie były w uszach, kiedy się obudziłam. Grzeszne te praktyki zadziałały i rano już ciśnienie było jak należy.

Teraz sobie przebywam na zwolnieniu, zmieniam opatrunki na tych dwóch dziurach w kolanie, a w piątek będę miała wyjęte szwy.

4 komentarze:

  1. Dobrze, że tę artroskopię masz już za sobą i że praktycznie nie będzie po niej śladu. Trzymam kciuki za dalsze gojenie się kolanka. Zdrówka życzę ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, Siostro w niedoli ortopedycznej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, super. Będziesz miała kolano jak nowe!

    OdpowiedzUsuń