Dopadła mnie w grudniu awaria sprzętowa, a potem lub przedtem (ale zauważyłam dopiero wczoraj), także lekka utrata baz danych, że się tak wyrażę. Mianowicie zgubiła mi się część dużej tabeli, w której systematycznie od 2014 roku (bo wtedy zaczęłam znów robić na drutach) wpisywałam wszystkie kupione włóczki. Była to solidna i użyteczna pomoc, z której często korzystałam, więc najpierw trochę się spanikowałam, ale krótko i nie za bardzo, bo zaraz postanowiłam odtworzyć to, co zdołam, począwszy od stycznia 2024. Szczęśliwie wszystkie włóczki kupione poza regularnymi pasmanteriami mam udokumentowane na fotkach, a tam są najważniejsze rzeczy czyli źródła zakupu, daty, grubość i skład włóczek.
Myślę, że tę tabelę mógł mi zepsuć ten ryży gnojek Gucio, który ciągle kładzie mi się na laptopie. Już milion razy wyciągnął z niego wtyczkę zasilania, tak, że ta lata luźno w gnieździe i cud, że w ogóle kontaktuje. Umie również wyłączyć laptop w trakcie pracy więc cóż to dla niego usunąć część tabeli, a potem kliknąć "zapisz". Uratowały się dwie strony, a oto ta najstarsza część zakupów, od tego startowałam.
I to mnie wreszcie zmobilizowało do pozabezpieczania plików zdjęciowych, które miałam w kliku miejscach i w różnych kopiach. Oj, gdybym nie była bibliotekarką, zaprawioną w systematyzowaniu, segregowaniu i porządkowaniu, to bym chyba pizgła tym całym sprzętem przez okno, bez otwierania okna. A tak, to systemowo krok po kroku porównywałam foldery i wyrzucałam niepotrzebne rzeczy, aż wreszcie mam na laptopie to samo co na dysku przenośnym.
Jednak kiedy kopiowałam na ten dysk moje ponad SIEDEMDZIESIĄT TYSIĘCY tysięcy zdjęć, to sobie myślałam, że chyba już by mnie rodzina mogła zamknąć w zakładzie odosobnieniowym na leczenie. No ale cóż dziwnego, skoro były lata, gdy w jednym roku robiłam po siedem tysięcy zdjęć, zwłaszcza, gdy już mieszkaliśmy na wsi i była to już przecież epoka smartfonów. No i uzbierało się. We wcześniejszych latach miałam zawsze swój aparat cyfrowy, a zgromadziłam też sporą kolekcję zupełnie starych czarno-białych tzw. zdjęć ze zdjęć. No a teraz, to wiadomo, że każdy osioł ze smartfonem jest wielkim fotografem, więc i ja nie pozostaję w tyle.
Oczywiście wszystkie moje fotki są i zawsze były posprzątane i ulokowane w podpisanych folderach, a te w folderach nadrzędnych, jak należy. Dzięki temu taka operacja była w ogóle możliwa. Od pewnego czasu czyszczę te zasoby, otwierając kolejne foldery i wyrzucam zdjęcia nieostre, źle wykadrowane lub duble, czyli, nie oszukujmy się, mnóstwo! Któreś tam roczniki już wyczyściłam, ale cóż z tego, kiedy to było dawno i nie pamiętam które, więc musiałabym pogrzebać w tym, żeby się zorientować i móc kontynuować.