Stary wciąż robi tę skrzynię do zabudowy ściany przy wannie, ale udało mi się go wywlec dziś rano do kurnika, gdzie uzbrojony w piłę powycinał mi grube gałęzie w jaśminowcu. Tym samym mogłam dokończyć sprzątanie wyciętych pędów, gałęzi i konarów, a jaśminowiec stracił ponad połowę z szerokości, za to zyskał na urodzie. Będzie teraz wyglądał, jak ogromny bukiet.
Po tej operacji zostały nam hałdy gałęzi do rozdrobnienia w rębarce i mam tu oczekiwania wobec Młodej, która wkrótce przyjeżdża, a sprawdziła się już wcześniej jako specjalistka rębarkowa i teraz też obiecała. Na drugim stosie leżą grubsze konary tegoż jaśminowca, część całkiem suchych, a część niekoniecznie i trzeba gdzieś je stamtąd wynieść.
Na razie po bibliotekarsku posortowałam wszystkie odpady i w ogóle już powoli po mojemu zagnieżdżam się na tym terenie, więc wkrótce koniecznie musi się pojawić nowy filmik, odcinek drugi, niech tylko te śniegi pójdą precz. Odcinek pierwszy
ma ponad 1700 odtworzeń, więc potrzeba w narodzie jest przeogromna. Wciąż natomiast nie może się pojawić pięćsetny subskrybent mojego kanału i nie wiem, co to ma być! Czuję też, że pilnie muszę się nauczyć obsługi wkrętarki, co już pewnie potrafią wszystkie moje koleżanki, a tylko ja taka niedojda. A będzie mi to potrzebne w domku ogrodnika i okolicy.
Na terenie przyszłego warzywnika Stary też podkrzesał dziś pewien dziwny świerk. Otóż, w latach kiedy były tam kury, to lubiły one przesiadywać na tym (małym wtedy) świerczku i wygrzewać się tam na słońcu. Podskubywały go przy tym tak, że w ogóle nie rósł w górę, tylko kończył się takim okrągłym wysiedzianym kurzym gniazdem. Potem, w ostatnich latach, jak już kurek było coraz mniej, to zdołał trochę podrosnąć, ale tam gdzie był latami gnębiony i udeptywany wyprodukował przegrubaśne boczne konary, osiągając dziwaczną formę. Teraz, już po korekcie, będzie sobie swobodnie rósł w górę, a na razie wygląda tak.
Z robót bieżących przycięłam też z nowej wspaniałej drabiny bluszcz na ścianie garażu, ćwicząc skręty i wygięcia w tył, więc prawie jakbym miała dodatkową praktykę jogi. Naprodukowałam przy tym przeogromną ilość biomasy, która została wywieziona na kompostownik.
Naliczyłam, że w tym roku zakwitnie mi aż 17 nowych róż, takich, których kwiaty zobaczę po raz pierwszy. Częściowo pochodzą one z zakupów jesiennych, a częściowo z wiosennych, już opłaconych, a że w drugim sklepie mam w koszyku trzy kolejne, więc to już będzie okrągła dwudziestka debiutantek tego lata w naszym ogrodzie.
A oto dokumentacja postępu robót łazienkowych.