25 września 2025

Kilka dni temu zakończyło się leczenie burusiowego oczka i na wizycie kontrolnej powiedziano nam, że jest ok i że kończymy zakrapianie. Wspaniała wiadomość, wreszcie biedak odetchnie trochę.

Dla uczczenia tej wiadomości uciekliśmy z Burkiem wszystkim obecnym w domu gówniarzom i poszliśmy sobie sami na puściuteńkie pola. Ależ byliśmy zadowoleni!

18 września 2025

Piszę na nowym laptopie, w którego posiadanie weszłam w ramach programu "laptop dla nauczyciela", bo choć jestem już emerytką, to mój mąż na starość został nauczycielem, a laptopa nie potrzebował. Ja zresztą też nie potrzebowałam, bo mój laptop jest jeszcze dobry, ale z naciskiem na "jeszcze". Więc żal było nie skorzystać, ale szczerze mówiąc, to wolałabym, żeby program miał większą elastyczność i pozwolił na przykład na zakup zestawu do monitoringu do obserwowania naszych kopytkowych, które łażą nam koło domu każdego dnia i to nawet nie tylko po ciemku. Ale brałam co dawali. No i mam teraz pierwszy raz w życiu podświetlaną klawiaturę i szczerze mówiąc, nie mam zdania, czy mi się to podoba. A klawisze i płytka touchpada są w dotyku jak ze szkła.

Młody mi oporządził wszystko na tym nowym laptopie, żeby było, jak na starym i wielbię go za to i wdzięczna jestem bez miary. Mogę robić wszystko to samo i tak samo, jak na tamtym, a więc pisać notki, prowadzić stronę schroniska, oglądać filmy i ulubione youtubowe kanały. Baza zdjęć pozostanie natomiast tylko na starym laptopie i - jak co roku jesienią - mam zamiar zrobić w zdjęciach porządki. Ach, naprawdę mam taki zamiar!

Nadchodzi jesień, Stary wrócił do pracy, a ja jestem w domu i na razie obsługuję gości, a potem wyskakuję na krótki wyjazd. Jak wrócę, to w planach jest rozpoczęcie pewnego domowego projektu, o którym rozmawiamy ze Starym od pewnego czasu, ale o którym na razie nie chcę jeszcze pisać. Była już podjęta pierwsza próba, która się jednak nie udała, a teraz jest już w toku realizacja drugiego podejścia i wkrótce powiem, o co chodzi.

W ogrodzie dżungla, róże wchodzą w drugie kwitnienie, a warzywnik cały czas zachwyca mnie bez miary. Powysiewały mi się tam różne zioła i kwiatki, którym pozwoliłam rosnąć pomiędzy warzywami i czynić naturalną sukcesję. I tak: nagietki (rosnące pomiędzy ogórkami) zastąpiły już ogórki zupełnie i teraz się pysznią potężnym wzrostem, zakwitły fenkuły i niektóre pory, a zupełnie znikąd pojawiły się wielokolorowe onętki, werbena patagońska i szałwia trójbarwna. Wysiałabym na poplon jakąś gorczycę lub grykę, ale... nie ma gdzie! Wciąż kwitną i owocują poziomki, wyjadamy marchewkę i natkę pietruszki, gotujemy zupy na własnej pachnącej włoszczyźnie. Mam też jesienny rzut zieleniny - sałatę w trzech odmianach i rukolę, które wysiewałam w sierpniu. No i jeszcze młoda botwinka na listki. Nie wiem, co robić z jarmużem, bo nie umiem go jeść, a on wyrósł piękny, jak w katalogu ogrodniczym. Może zimą przyjdzie na niego czas. Zamierzam też zostawić na zimę w gruncie pory, marchew, selery i pietruszkę i sukcesywnie je pozyskiwać, wykopując z ziemi w miarę potrzeby. Nie przemarzną, bo już to praktykowałam i wystarczy poczekać, aż drzewa zgubią liście i tymi liśćmi przysypać trochę warzywa dla ochrony przed mrozem.  Jednak wcześniej pozrywam z porów, selerów i pietruszki to zielone z góry i zrobię sobie z tego siekaną mieszankę zamrażarkową. 

Nie mogę się doczekać dalszych prac i dostosowań na terenie pokurnikowym. A wejście do warzywnika wygląda teraz tak...

13 września 2025

Jako osoba mieszkająca z psami od wczesnego dzieciństwa, jedynie z pięcioletnią przerwą na akademik, jadałam już psie włosy z niejednego psa. Bo wiadomo, pies, to kudły.

Wczoraj wieczorem posprzątałam sobie mój kącik wypoczynkowo-robótkowy, a wtedy przyszedł Gucio. Patrzę, a z grzbietu tuż przy ogonie wystaje mu z rudej sierści kosmyk jasnego podszerstka. Skubnęłam i włożyłam do pustego kubka po kawie, stojącego przy sofie. Wieczorem odniosłam kubek do kuchni i postawiłam przy ekspresie, a rano Stary zrobił mi w nim kawę. Powiem Wam, szok i niedowierzanie (i natychmiastowe przebudzenie), kiedy ta włosiana mgła rozlała mi się po wnętrzu jamy ustnej.

Kurtyna.

08 września 2025

Dziś bohaterem notki będzie Buruś, który mieszka z nami od 14 sierpnia 2014, a przybył do naszego domu ze słupskiego schroniska jako niespełna roczny podrostek.


Burek jest już więc seniorem, ale w stabilnej dobrej formie, mimo stwierdzonej kilka lat temu niedoczynności tarczycy. Dostał tabletki do stałego przyjmowania, a co kilka miesięcy ma kontrolne badania krwi. Jakiś czas temu pojawił się jednak nowy problem - zauważyłam na rogówce oczka coś jakby malutkie zmatowienie/zadrapanie, zapytaliśmy więc naszego weta, co to może być. Dostaliśmy tylko odpowiedź, że to mechaniczne uszkodzenie i że samo zniknie. 

No ale nie znikało, a nawet, moim zdaniem, nieco się powiększyło, pojechaliśmy więc na konsultację do innej lecznicy. I tam pan doktor zrobił badanie po zakropieniu oczka kolorowymi preparatami - najpierw pomarańczowożółtym, a potem bezbarwnym, który w oku zrobił się jadowicie zielony.

Pozwoliło to zobaczyć, co tam w środku, no i okazało się, że w środku są dwie zmiany, takie jakby matowe białe kuleczki. które, jak powiedział pan doktor, powstały jako następstwo urazu mechanicznego, a co najważniejsze, są do wyleczenia. Dostaliśmy od razu dwa preparaty do oczka, do podawania trzy razy dziennie, a także propozycję sporządzenia leku z własnej burkowej krwi, który według słów pana doktora, ma świetne działanie w takich przypadkach.

Po tygodniu dołączyliśmy więc do tej terapii jeszcze odwirowane osocze, które siedzi w lodówce w buteleczce z kroplomierzem i podawane jest dwa razy dziennie.

Mam nadzieję, że to wszystko pomoże biedakowi, bo obecnie czuję się, jakbym znów miała małe dziecko - Burek wymaga pilnowania leków ogółem SIEDEM razy dziennie! Dwukrotnie tabletki na tarczycę, trzykrotnie krople apteczne, a pomiędzy nimi dwukrotnie krople z psiakrwi. Dodam jeszcze, że pacjent przyjmuje te ceremonie cierpliwie i z właściwym sobie anielskim spokojem. Bo to jest święty pies.

01 września 2025

No i stało się, zaczął się wrzesień, a ja nie wybieram się do pracy i w ogóle to na razie nigdzie się nie wybieram. Moje życie stuprocentowej emerytki zaczyna się, jak należy i mam nadzieję, że potem będzie tylko lepiej. Mam także zamiar być teraz przez jakiś czas Wzorową Panią Domu i nawet mi się kołacze po głowie plan mycia kolejnych okien i chciałabym to zrobić tak, że jak umyję to ostatnie, to to pierwsze będzie wciąż jeszcze czyste! Ale nie wiem, czy tak umiem.

Skoczyłam sobie na krótki wyjazd do Wrocławia i jestem nasycona na jakiś czas wyjazdami oraz stwierdzam, że coraz bardziej mnie one stresują. Jednak myślę już o wyjeździe do Miasteczka, może wreszcie się zbiorę, ale to raczej w październiku.

W Gospodarstwie busz końca lata oraz wysyp pomidorów i właściwie foliak z pomidorami to jest jedyne miejsce w ogrodzie, które przez cały sezon udało mi się utrzymać w stanie wzorowym.