04 stycznia 2023

Nowy rok zaczął się nam wysokoenergetycznie i nie tylko o myszach tu mowa. Co prawda pewne atrakcje nastąpiły jeszcze przed Sylwestrem, ale przecież nie oglądajmy się wstecz, bo to są sprawy, którymi dopiero teraz będziemy się zajmować.

Po pierwsze mamy już ostateczne decyzje o warunkach zabudowy dla poszczególnych trzech działek, które będziemy sprzedawać i właściwie mam już też zredagowane ogłoszenie o ich sprzedaży. Brakuje nam jeszcze materiału ilustracyjnego. Mam co prawda piękne słoneczne zdjęcia z początku listopada, takie w jesiennych rudościach, te które pokazałam w notce z 29 listopada. Chcielibyśmy jednak wkleić stan aktualny, a lada dzień zacznie się na tych działkach wycinka części drzew, więc teren wkrótce będzie wyglądał już inaczej. 

Po drugie dostaliśmy z gminy powiadomienie o naliczeniu opłaty adiacenckiej, o której istnieniu nie miałam w ogóle pojęcia, więc musiałam posiłkować się guglami, żeby rozjaśnić horyzonty. Stary przestudiował w gminie sporządzony przez rzeczoznawcę dokument, poza tym poczytaliśmy stosowną uchwałę Rady Gminy i ustawę, w oparciu o którą została ona podjęta. W sporządzonym operacie Stary wynalazł pewne nieścisłości, a ponieważ z mocy ustawy przysługuje procedura odwoławcza, to będziemy składać odwołanie z nadzieją na obniżenie wyliczonej kwoty. On napisze, a ja nadam temu formę literacką i to jest nasz plan na dzisiejszy wieczór.

Kolejna sprawa jest z całkiem innej beczki. Otóż jakiś czas temu zaczęłam rozważać blefaroplastykę górnych powiek, a po wrześniowej wizycie u okulisty upewniłam się, że to nie jest tylko mój głupi pomysł wyssany z palca. Kilka miesięcy zajęło mi rozeznawanie gruntu pod nogami i w końcu się zdecydowałam. Od końca listopada byłam umówiona do dwojga różnych lekarzy i miałam terminy na marzec i maj, jednak wczoraj rano dostałam telefon od jednego z nich i okazało się, że ktoś zwolnił termin na sobotę! Więc jadę, trzymajcie kciuki.

Poza tym przedwczoraj na spacerze Buruś wszedł w konflikt zbrojny z łasicą (chyba), która chcąc się ratować, wbiła mu się zębami w nos i tak wisiała, aż do skutku. Jak on się darł, a jak ja się darłam - to jest nie do opisania! Łasica wreszcie odpadła i zbiegła, a my ledwo żywi z emocji i bólu doszliśmy do domu. Dobrze, że szczepienie do marca aktualne, ale na wszelki wypadek zadzwoniłam jeszcze do naszego weta, żeby się upewnić. Nosek goi się ładnie.

Tak więc, sami widzicie - żeby nie było, że my tu z nudów zajmujemy się tylko łapaniem myszy.

A taki świetny kalendarz mamy na ten rok! Tu można zobaczyć też inne jego karteczki a także znaleźć inne fajne kalendarze.

8 komentarzy:

  1. Trzymam kciuki!!! A kalendarz - rewelka ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Noo, świetny jest! I dziękuję bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Opłata adiacencka - kolejne zdzierstwo z przeciętnych Kowalskich. Zwłaszcza, że może wynosić aż 50% różnicy w wartości nieruchomości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Zwłaszcza, że to my sami ponieśliśmy wszystkie koszty i żadne środki publiczne nie zostały tu zaangażowane. No a w operacie nie wszystko jest tak jak w rzeczywistości, więc odwołanie złożone, zobaczymy.

      Usuń
  4. A gdzie jest informacja kto taki wspaniały kalendarz wygooglał? :D Poza tym pokaż jakąś focie ze środka jeszcze, bo te podpisy są świetne. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Córeczka wyguglała. Racja - dodałam w notce link do strony i tam sobie można wszystko obejrzeć!

    OdpowiedzUsuń
  6. Buruś chciał sobie zrobić korektę nosa :) Ja chętnie zrobiłabym sobie korektę opadających (i załamanych) rąk.

    OdpowiedzUsuń
  7. O, to na pewno też gdzieś robią!

    OdpowiedzUsuń