Żeby nie było, że leżymy bykiem, to Stary wymienił okołoweekendowo ostatnie chyba nasze ogrodzenie, wymagające wymiany, czyli mały kawałek trochę płotku, a trochę siatki, przy placyku gospodarczym. Tym samym nawiązał się do reszty ogrodzenia stykającego się z domem i przylegającego do drogi gminnej, którą wjeżdża się do nas od strony wsi.
Ja natomiast, wiadomo - wysiewy, rozsady, odchwaszczanie, przycinanie, bydła karmienie, schroniska wyspacerowywanie, we wsi sołtysowanie, na drutach dzierganie, żarcia wytwarzanie i takie tam pierdoły życia codziennego.
A teraz płotek, który przedtem wyglądał tak:
Jak widać, była tu przydatna dziura po wypróchniałej sztachecie i Buruś mógł tamtędy wystawiać głowę (a nawet ostatnio głowę wraz z ramionkami), patrząc czy jego mamusia wraca już ze sklepu. A teraz jak???
W nowym kawałku Stary zrobił też furtkę, ale taką niewidoczną z zewnątrz i otwieraną tylko od naszej strony.
Elegancki płoteczek z tajemniczą futeczką ;) Dobra robota! ;)))
OdpowiedzUsuńDobra, ale... złamane zostały prawa zwierząt do wystawiania łba przez dziurę!
OdpowiedzUsuńTrzeba zrobić profesjonalna dziurę na łeb burczany!
OdpowiedzUsuńNo dokładnie to samo mówię, ale jestem lekceważona.
OdpowiedzUsuń