Okazało się, że zdążyliśmy z obsadzeniem nowej rabaty przed załamaniem pogody, bo wczoraj było już bardzo nieprzyjemnie i padał grad, a nad ranem była burza i spadło białe gówno, na szczęście w niewielkich jeszcze ilościach. No niestety, przepraszam publiczność, ale ja nie cierpię śniegu, choć z drugiej strony bardzo go doceniam, za dostarczanie ogrodowi wilgoci i okrywy dla roślin. No cóż, znowu - życie pełne paradoksów.
W minionym tygodniu rozpoczęliśmy pracę w byłym wybiegu dla kur. Od lata, kiedy to ostatecznie pozbyłam się stadka, teren był pozostawiony sam sobie i czym prędzej zaczął zmierzać w kierunku przeistoczenia się w dżunglę.
Teraz przywracamy go ogrodowi, a raczej po raz pierwszy włączamy do ogrodu, bo zawsze, od kiedy tu mieszkamy, należał do kur. I cóż my tu robimy? No... znowu powiększamy ogród, jakby go było za mało, a przecież to około pół hektara w ogrodzeniu! Prace mamy zaplanowane na zimę, ale kto bogatemu zabroni zacząć wcześniej, tym bardziej, że jest to super fajna robota z widocznymi od razu efektami.
Na początek, żeby w ogóle można było tam wejść i pracować, powyrywałam wielkie krzaczory piołunu, który rozpanoszył się od samego wejścia wzdłuż ogrodzenia, a potem usuwałam sekatorem dwuręcznym rozpostarte na boki gałęzie śliw i czarnych bzów. No i mogłam już wtedy zabrać się za wyrywanie pokrzyw, przymiotna i wyłamywanie nawłoci kanadyjskiej. Ta nawłoć rosła sobie zawsze w kilku kępach i nie siała się w ogóle, bo chyba kury wydziobywały wszystkie nasionka, ale teraz trzeba będzie ją stamtąd wyeksmitować i to chyba poza ogrodzenie, w okolice zawrotki, czyli na tę pierwszą działkę, która jest i pozostanie nasza.
W sobotę natomiast Stary zabrał się za usuwanie największej śliwy, a ja demontowałam dodatkową drucianą siatkę, która podwyższała ogrodzenie, żeby zielononóżki nie wyfruwały na zewnątrz. To już było coś naprawdę konkretnego, co WIDAĆ. Nie całą siatkę mogłam zresztą usunąć, bo częściowo jest ona poprzerastana powojnikami (vitalba, 'Jackmanii' i 'Julia Corevon') oraz pędami róż John Cabot i te kawałki będę mogła usunąć dopiero przy cięciu róż i powojników.
Na koniec znowu muszę zaspamować bloga kotami, bo to co zobaczyłam wczoraj w jednej z izolatek na schroniskowej kociarni, zrobiło mi dzień!