03 listopada 2024

Wreszcie dziś po długiej długiej przerwie byłam w schronisku i to na psach. Po ostatnim szkoleniu przybyło sporo wolontariuszy i dziś wystąpiła przedziwna sytuacja, że po dwóch rundach spacerowych... zabrakło psów! Znaczy - wszystkie były już wyspacerowane.

Nowi wolontariusze spacerują pod opieką starych, takie są zasady i na początku jest spore zamieszanie, ale wkrótce ekipy ruszają w pola i potem już idzie. Ja jestem niby stara, ale nie czuję się pewnie, zwłaszcza przy podpinaniu psów potrzebuję kogoś, kto jest oblatany. Mam duże przerwy, przychodzę rzadko i taki jest efekt. Wczoraj zadeklarowałam się, że "będę i zgłaszam się na pieski małe, stare i niemrawe" w związku z rozruchem kolana. 

No i na pierwszym spacerze byłam z Chiro, którego już znam i on też mnie zna. To pięcioletni piesek, u którego w schronisku zdiagnozowano problemy kardiologiczne i przyjmuje on leki nasercowe, dzięki czemu całkiem dobrze funkcjonuje.

Potem była Montana, ta większa z sióstr Hannah i Montana. Hannah poszła do adopcji, a ta druga jej siostra, większa i bardziej zwariowana dała mi dziś niezły wycisk, mimo swoich niezbyt dużych rozmiarów. Ta młoda (niespełna roczna), masywna suczka ma siłę jak koń i iście szalony temperament. No a na postojach tylko czeka na okazję, żeby rzucić się człowiekowi do twarzy i oblizać go razem z okularami. 

Wracałam do domu cuchnąca psimi sikami, bo przecież jak się je podpina w boksie, to skaczą na człowieka tymi mokrymi łapami i potem, po powrocie, sto procent odzieży idzie prosto do pralki. No ale i tak mam stan euforyczny, po prostu... jakbym się czegoś nawąchała!

Ludzie, którzy nie macie skąd czerpać endorfin i sensu życia - ruszcie dupy i idźcie do schroniska na najbliższe szkolenie na wolontariuszy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz