Niby Stary miał dziś wstawać rano do obrządków, ale przebudziłam się jakaś nawet przytomna i myślę sobie: ok, niech będzie, podejmę to cierpienie Wielkiego Piątku. No i wstałam, włączyłam do pieczenia nastawiony wczoraj żytni chleb, nakarmiłam i zatabletkowałam psy i szeroko otworzyłam drzwi do ogrodu. Wyszłam na zewnątrz z kawą i tu cierpienie się skończyło, bo jak tu cierpieć, skoro jest już tak pięknie, wszystko pachnie dookoła, ptaszki plumkają przeróżnymi głosami, a psy szczęśliwe merdają i spoglądają na mnie z miłością, jakiej nie znał świat.
Może to i wczorajsza joga to sprawiła. Po przeciążeniu łokcia przy wiosennym cięciu róż nie jeździłam na jogę w poprzednim tygodniu, więc teraz tym bardziej doceniam, że już mogę. Wygięcia w tył to zbawienie dla naszego ciała, które we współczesnym świecie przez większość życia funkcjonuje zgarbione i zgięte w pałąk, jak u małpy. Praktyka tego tygodnia pozwoliła nam się solidnie odgiąć w drugą stronę, co czuje się w całym ciele i w głowie. Wydaje mi się nawet, że jestem trochę wyższa.
Wiosna szaleje! Rozsada pomidorków spała dziś na ławce za domem i jest już hartowana od wielu dni. Mam jeszcze do popikowania sześć odmian, które wschodziły z opóźnieniem i to jest jedna z pilnych prac najbliższych dni. Czeka mnie też cięcie lawendy, ale tu pójdzie gładko, bo mam kupione nowe nożyce akumulatorowe - bzit-bzit.
Pierwsza skrzynia podwyższona w nowym warzywniku została wczoraj wypełniona już wszystkimi warstwami i wlazło tam na wierzch aż dziesięć taczek ziemi. Wygrabiona i wyrównana czeka na wysiew, a na YT wjechał kolejny odcinek o urządzaniu warzywnika.
Tegoroczne święta wielkanocne olewamy raczej, to znaczy są one dla nas ważne w aspekcie wolnych dni bo mamy przecież teraz od cholery roboty i wreszcie będzie można trochę nadgonić. Miałam w planie jakieś keto ciasta i pokupowałam do nich wszystkie produkty, ale tak mi się nie chce tego robić, że kto wie, czym to się skończy, zwłaszcza, że zaopatrzyłam się w cholernie drogie i smaczne lody Nicks. Prawdziwa ekscytacja gospodarczo-kulinarna nastąpi natomiast w tydzień po świętach, bo przyjeżdża nasza wnuczka Tosia z rodzicami i sąsiad wchodzi na ścianę z tynkiem.
A Młoda w tym tygodniu dostała dobrą wiadomość - przeszła kolejny trudny i długotrwały etap w drodze do celu, którym jest możliwość legalnego życia i pracy za oceanem, gdzie planuje teraz spędzić jakieś kolejne dwa lata. No ale najpierw reszta procedur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz