08 kwietnia 2022

Ponieważ kilka notek temu Zuzia się zdziwiła, że nasz ganek wyglądał kiedyś tak, a nie inaczej, to dziś przypomnę historię jego przebudowy. Pisałam już o tym na bieżąco w starym blogu, ale wszystko przepadło i pewnie se ne vrati.

Kiedy kupiliśmy ten dom, ganek wejściowy był nieco większy (głębszy), miał okno od frontu, a wejście w narożniku, od północnej strony bryły budynku. 

Ganek miał swój urok, ale zapach wewnątrz był, mówiąc oględnie DZIWNY i z czasem coraz bardziej nam to przeszkadzało. W tym czasie nie istniała żadna wejściowa furtka na posesję, a żeby wejść (lub wyjść), trzeba było przesunąć koszmarnie ciężką żelazną bramę.

Stary narysował to sobie po nowemu i był tam nowy ganek i nowy układ komunikacji, z przebudową ogrodzenia, bramy i zaplanowaniem furtki. Wymyślił oczywiście sam, sam, sam! I wykonał też sam i należy to rozumieć dosłownie, bo ani przez moment nie było tu pomocy osób trzecich. Moja (jako osoby drugiej) pomoc polegała na dostarczaniu pożywienia oraz robieniu zdjęć. Ponieważ jestem maniaczką opstrykiwania otaczającego mnie świata, to do niniejszej notki przygotowałam kilkanaście fotek dokumentujących przebieg przebudowy ganku.

Cała akcja ruszyła w czerwcu 2013, a impuls do rozpoczęcia prac wziął się z tego, że tynk z ganku sam z siebie postanowił poodpadać. 

Najpierw więc była destrukcja i demolka.

 

Początkowo prace prowadzone były na poziomie +1, ale wkrótce Stary zagłębił się w czeluście ganeczku, a następnie przystąpił do faszerowania ich nową treścią.
Na drugim, trzecim i czwartym, zdjęciu poniżej widać, o ile został spłycony nowy ganek (a na ukradzionej części powstał tarasik). 
  
I tak sobie żyliśmy jakiś czas, zanim wykonane prace nie nabrały mocy urzędowej i nie doczekały się kontynuacji, a było to w sierpniu i wrześniu (roku tegoż, żeby nie było!)
Wkrótce zaczął powstawać nowy poziom +1. Najpierw wyrosły ściany z pustaków, a potem zaczęła się pojawiać więźba. Również na tym etapie Stary robił wszystko sam, włącznie z wciąganiem do góry ciężkich belek. Tu jak zwykle pomocą posłużyły mu sznury, liny, dźwignie dwustronne i jednostronne oraz inne niezastąpione maszyny proste. Ponieważ pyskowałam i panikowałam (że spadnie, że sobie nadszarpnie kręgosłup i trzewia), to najcięższą z tych belek wciągnął ukradkiem pewnego popołudnia, kiedy to imprezowałam z koleżankami w jadalni, spożywając napoje, powszechnie uważane za obraźliwe.
 
6 września zatknięta została wiecha!
Kupiliśmy nowe drzwi, które podczas montażu spadły Staremu z ganku i obdarły się deczko, dzięki czemu zostały dopasowane do całokształtu, bo już od razu przestały wyglądać na nowe. Wkrótce Stary zamontował belki pod pseudoszachulec oraz zrobił schody i podłogę tarasiku z desek tarasowych.
No i jeszcze na koniec - stan obecny (z ostatnich dwóch lat.)


5 komentarzy:

  1. "dzięki czemu zostały dopasowane do całokształtu, bo już od razu przestały wyglądać na nowe"
    Lubię Twoje podejście do rzeczy(wistości ;-)
    Znalazłam ten ganek już wybudowany na zdjęciach z odwiedzin u Was. Razem z ławeczką obok, i kwiatami. Śliczny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki! Nie czytaj tak szybko tych moich notek, bo wiesz, ja po pierwszym zatwierdzeniu robię jeszcze sto poprawek i co będzie, jak się zmarnują? :)
    A nowe... no wiesz, tu NOWE nie pasuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas nowe drzwi obdrapała Wańka, więc też pasują :) No to teraz wiem jak to drzewiej było. Ale ten obecny ganek, poza tym że sam w sobie jest przecudny, to pasuje jak ulał do domostwa. Wolę w różach niż w śniegu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O, ja też wolę w różach, no j zdecydowanie lubię go opstrykiwać. Tu się fajnie siedzi na schodach...

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam jak siedzieliśmy tam rano. Fajne, wygodne i szerokie :-)

    OdpowiedzUsuń