27 listopada 2022

Jakiś czas temu zaangażowałam się trochę we współpracę ze słupskim schroniskiem dla zwierząt. Na oficjalnym szkoleniu dla nowych wolontariuszy nie mogłam się zjawić, bo byłam wtedy na Krecie, ale umówiłam się telefonicznie na spotkanie i szybkie wdrożenie w trybie indywidualnym. Pojechałam też potem dwukrotnie wyspacerować pieski, ale ten drugi wyjazd niezbyt dobrze się skończył.

Miałam tego dnia "opiekę" bardziej już wdrożonej wolontariuszki i razem poszłyśmy po pieski do boksów. Zapytana, zdecydowałam się w swej głupocie wziąć na spacer naprawdę dużego psa, który początkowo (przy wychodzeniu z terenu boksów) tak szarpał smyczą, na której końcu byłam ja, że wreszcie, próbując wciąż hamować te zrywy i szarpnięcia, poczułam dwukrotnie silny ból w pośladku i tylnym udzie i wylądowałam na trawie. Smyczy nie puściłam i na spacer poszłam, ale ból był tak silny, że było mi na zmianę zimno i gorąco i co chwila przystawałam. Może powinnam była jednak wtedy zrezygnować z tego spaceru, ale nie wyobrażałam sobie, jak ja mam to zrobić, jak teraz tego rozszalałego psa zaprowadzić z powrotem do boksu i pozbawić jednej z nielicznych atrakcji jego smutnej codzienności. A oto i on, już po tym feralnym spacerze.

Następny cały dzień leżałam, bo nie byłam w stanie chodzić i tak naprawdę, to kilka tygodni dochodziłam do siebie, a nawet jeszcze teraz nie do końca ten ból minął. W schronisku już od tej pory nie byłam, ale bardzo się ucieszyłam, kiedy ogłoszono kolejne szkolenie. 

Nastawiłam się organizacyjnie i duchowo, angażując w to oczywiście osoby postronne ze względu na swoją niewydolność w przemieszczaniu się na dłuższe odległości, a wczoraj wieczorem przygotowałam sobie już ciuchy i jedzenie. Potem jednak położyłam się do łóżka i... postanowiłam, że nie jadę. Przerósł mnie całokształt - konieczność wczesnego wstania w zimnie i ciemnościach, zostawienie własnych zwierząt na większość dnia bez opieki, jakiś dziwny strach i przerażenie tym wszystkim. Może ta zimowa pora i dzień świąteczny to nie jest dobry czas, zważywszy także mój wiek i trudności z dojazdem i powrotem?

Mój nauczyciel jogi mawia, że czasem trzeba umieć odpuścić. Dziś chyba właśnie to zrobiłam i czuję się z tym dobrze i źle zarazem.

4 komentarze:

  1. Tez tak bym się czuła ze względu na odpuszczone postanowienie no i na psy. Oraz słusznie, bo nie ma co się szarpać przy niedoleczonym bólu itp. Moze za kilka miesięcy? I konieczne od mniejszego psa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już miałam małe pieski na spacerkach, dwa kundelki czarne z mniejszym lub większym dodatkiem brązowych podpaleń. Pamiętam suszkę Eli, słodką i kochaną przytulaskę... myślę, że będą jeszcze schroniskowe notki na tym blogu.

    OdpowiedzUsuń
  3. No, ale to dopiero, jak pojadę :)

    OdpowiedzUsuń