13 maja 2023

Sukcesywnie po kawałku strzygę Korę, która od paru już lat nie jeździ do salonu, bo nie jest w stanie utrzymać się tak długo w pozycji stojącej. W domu co innego - gdzie ją dorwę, tam sięgam po nożyczki i tnę, póki jej siły (i cierpliwości, wrrr) starcza. Tym razem zaczęłam od głowy, co było dobrym pomysłem, bo zanim się zorientowała o co chodzi, to już połowa najtrudniejszego "terenu" była za nami. A poza tym - jeśli głowę zostawiam na koniec, to przez te parę dni proporcje jej sylwetki sprawiają, że wygląda, jakby zaraz miała pod ciężarem wielkiego łba runąć na twarz.

Kora jest już tak przeraźliwie chuda, że to dosłownie kości powleczone skórą. Wyobrażam sobie, że musi ją boleć samo leżenie na tych kościach (a teraz jeszcze bez futrzanej amortyzacji!) i rzeczywiście czasem łazi i przemieszcza się z jednego posłania na drugie, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Wczoraj dorwałam nieużywany materac piankowy z dawnego sosnowego łóżka i stwierdziłam, że bez sensu leży na strychu (który to strych trzeba teraz opróżniać, a nie zapełniać) i przecięłam go nożem na dwie części. Po czynnościach reorganizacyjnych z wykorzystaniem pianek i kocyków, psy mają teraz poprawione warunki legowiskowe plus jeszcze mniejsze dodatkowe legowisko na zewnątrz, przy tylnym wyjściu do ogrodu, gdzie Burek lubi się wygrzewać na słońcu.

Co do strychu - nooo, mamy teraz zdrowy rozpierdol na chacie! 

Oto jak wygląda nasza jadalnia

A to sień strychowa - już połączona z pokojem w jedną całość - po rozebraniu ścianki działowej (przedwczoraj i wczoraj).

Stary wczoraj wkuwał się w twardą substancję budynku, a ja sadziłam pomidory, co nie jest tak hop-siup, jeśli się jest bibliotekarką i wszystko musi być skatalogowane. Ostatecznie mam pod foliakiem 35 pomidorów i jeszcze kilkanaście posadzę pod chmurką.

W tym tygodniu dostaliśmy z sądu pismo, że nasza hipoteka jest ostatecznie usunięta z ksiąg wieczystych. Gdyby to kogoś interesowało - sądowi zajęło to dwa i pół miesiąca.

Chyba nigdy w życiu (albo bardzo dawno) nie miałam tak długich włosów, jak teraz. I nadal prawie wcale bez siwych, co jest zasługą genów po babce ojczystej Józefie, którą pamiętam leżącą w trumnie ciemnowłosą, z cienkim jak nitka warkoczykiem, który za życia zawijała w precelek z tyłu głowy.

4 komentarze:

  1. Napisałaś o chorobie Koruni dawno temu. (2-3 lata?) . Wspaniale, że nadal się trzyma. Trzymam kciuki za kolejne postrzyżyny :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, 17 maja czyli jutro miną 2 lata od tej strasznej diagnozy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Życzę kolejnych, ale nie strasznych. Spokojnych w miarę.
    Pi

    OdpowiedzUsuń