Postanowiłam jeździć do Misia z Lasu i pracować z nim w zakresie Podstaw Obsługi Człowieka. Spędziliśmy dziś razem 80 minut i był to bardzo przyjemny spacer - tylko my dwoje, bez żadnych innych psów i bez innych wolontariuszy. Zrobiliśmy trasę do strumyka a potem kółko łąkami i z powrotem do schroniska.
Spróbuję go nauczyć, że dotyk człowieka może być przyjemny, ale jak mi to pójdzie, to zobaczymy. Nie mogę się tu za bardzo angażować i aktywizować, muszę być zawsze w stosunku do niego raczej trochę ZA MAŁO, niż za dużo. To jest bardzo ciekawa relacja i ciekawa praca, mam nadzieję, że przyniesie efekty, bo to poprawi szansę Misia z Lasu na znalezienie domu. Tymczasem nowa schroniskowa pani wetka była dla niego chyba ZA DUŻO, podając mu lek do ucha, bo dziabnął ja w rękę i ma teraz, biedna, cały fioletowy paznokieć. To trochę moja wina, bo to ja interweniowałam, że Misio trzepie uszami i wymaga interwencji weterynaryjnej.
Dziś w dziedzinie skracania dystansu dałam się Misiowi ochlapać wodą ze strumyka w poszukiwaniu smaczków w moich kieszeniach, ale też kilka razu zrobiłam mu masaż uszka, które chyba go wciąż swędzi, a także (narażając zdrowie i życie) wyjęłam mu kleszcza, wbitego tuż nad okiem. Ciąg dalszy nastąpi z całą pewnością.
Żeby nie było krzywdy, to potem wyprowadziłam na spacer jego koleżankę z boksu, która jest prześliczną i słodką przymilną suczką - Pearl.
Zapisaliśmy się ze Starym na sierpniowe ośmiodniowe intensywne warsztaty jogi u naszego Mistrza. Będzie grubo - pięć godzin praktyki dziennie, część przed południem, część po południu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz