17 lipca 2025

Z niczym się nie wyrabiam i na nic nie mam czasu! Muszę przetrwać jeszcze do początku sierpnia, bo wtedy zaczynam dwutygodniowy urlop i wtedy też nie będę miała czasu, ale na urlopie, to co innego. 

Pracuję, jeżdżę z prawym barkiem na zabiegi ratunkowe do pana fizjoterapeuty, a do tego znów mam spuchnięte kolano, jakoś tak chyba od piątku, że tak tu udokumentuję dla samej siebie, bo coś mi się zdaje, że na horyzoncie kolejny zastrzyk z Itr-90. Byłam też raz ze Starym, jako pomoc niefachowa na inwentaryzacji w dzikiej zieleni, ale wróciłam zagryziona na śmierć przez insekty i z kleszczem w nodze, co mnie lekko zdezintegrowało emocjonalnie, bo przecież sześć lat temu przeszłam boreliozę i potem miałam te różne dziwne przypadłości, które, jak przypuszczamy, nie były bez związku.

Leje i leje i leje bezustannie, a róże w ogrodzie przypominają zgniłe szmaty i nie mam ich kiedy przyciąć. Z trudem znajduję chwilkę i to nie codziennie, żeby dotrzeć do warzywnika. Zmarnowały nam się w większości czereśnie, bo przecież nie da się pozrywać czereśni, będąc w pracy lub kiedy leje. Maliniak czerwieni się w urodzaju i też by trzeba iść zerwać, ale leje i nie wiem, co z nich zostanie do popołudnia, kiedy wrócę z pracy, bo dziś bym chciała zerwać. Powinnam też przerobić lawendę, ale tam to nie byłam już z pięć dni!

Dobrze, że miałam kilkudniową pomoc, która nazrywała sporo malin - na pożarcie bieżące, na ocet w słoju pięciolitrowym i do zamrażarki. 

Pomoc oporządziła też groszek na dwóch stanowiskach - do zamrożenia. Odzyskałam dzięki temu trochę miejsca pod nowe sadzonki warzyw, zwłaszcza, że zebrałam już buraki, które urosły ogromne. 

Mój warzywnik w skrzyniach jest przecudowny, wszystko bujnie tam rośnie i wygląda, jak Światowa Wystawa Ogrodnicza! Serio - przenigdy tu nie miałam TAKICH warzyw i jestem zachwycona. Oto stan z końca czerwca. 

2 komentarze: