04 lipca 2022

Kupiliśmy te maluchy z przygodami, choć to może za dużo powiedziane, bo w gruncie rzeczy przygoda była całkiem lajcikowa. Młody pan hodowca był zajęty, więc kurki wyłapał dla nas jego tata (tak przystojny jak gamoniowaty) zainkasował należność i odjechaliśmy. Wykręcając się z przedniego siedzenia samochodu, zaczęłam je zaraz oglądać przez otwory skrzynki transportowej i ostrożnie podnosząc górną siatkę i od razu mi się rzuciły w oczy zbyt duże różnice miedzy maluchami. Miały to być same kurki (znaczy dziewuchy) wszystkie w wieku sześciu tygodni, więc te różnice były niepokojące. Niektóre osobniki miały bowiem spore grzebyki, wybarwione już w kierunku czerwieni, a inne - tylko blade ząbkowanie widoczne wzdłuż łebków. Zadzwoniłam więc do młodego hodowcy i podzieliłam się wątpliwościami, a on od razu poprosił, żebyśmy zawrócili. 

Tu Stary przypomniał sobie, że kilka lat temu była taka akcja, że pojechaliśmy po te kurczaki i pod nieobecność syna obsługiwał nas tenże tata, a nazajutrz syn zadzwonił, że pomyłkowo tata dał nam same kogutki, więc musimy się znów spotkać. Szczeny nam opadły, ale pojechaliśmy drugi raz (półtorej godziny w jedną stronę) i sfinalizowaliśmy wymianę, a nawet dostaliśmy wtedy coś w ramach rekompensaty, ale już nie pamiętam, czy to była dodatkowa kurka, czy jedzonko startowe dla zakupionych kurcząt.

Teraz oczywiście trzy maluchy poszły do wymiany, bo były to koguciki. A, bo ja nie mam ręki do łapania - powiedział niefrasobliwie tata, a ja tylko pomyślałam, że do inkasowania pieniędzy to rękę miał. I obiecałam sobie, że jeśli jeszcze cokolwiek powiem do niego w przyszłości, to będą to słowa: Czy mógłby pan poprosić syna?  

Maluchy, tak czy siak, na pewno nie są w identycznym wieku, no ale teraz przynajmniej są to rzeczywiście same kurki. Od razu, od pierwszego dnia, spędzają całe dni na zewnątrz, w swojej wolierce - ogrodzonej i zabezpieczonej też od góry (sroki, jastrzębiowate, koty). Pierwszego dnia, musiałam je wieczorem wyłapywać i wkładać do okienka (wejścia do kurnika,gdzie spędzają noc), ale już drugiego dały sobie radę same. Fajnie, że ominęły nas te pierwsze tygodnie, kiedy to puchowe maluszki wymagają skomplikowanego karmienia i troski; są bardzo malutkie i delikatne, ale z drugiej strony resztą obsługi zajmuje się kwoka i ona je wszystkiego uczy. Nasze sześciotygodniowe "gotowce" wyglądają już prawie tak jak dorosłe kurki, są tylko mniejsze no i ta część od ogona jest jeszcze niewyględna; muszą tam wyrosnąć długie piórka i wtedy cała sylwetka będzie już zgrabna i proporcjonalna. Dostają gotową karmę dla kurcząt w tym wieku, w której są witaminy i mikroelementy i wszystko co trzeba.

No i to już nie jest lęg naturalny, tylko z inkubatora. A na jajka od nich trzeba będzie poczekać aż do listopada.


A ja sobie ostatnio udziergałam takie kwadratowe łapki do chwytania gorących garów i jak je niosłam do zrobienia zdjęcia, na lepsze dzienne (ogrodowe) światło, to je gdzieś położyłam i szukam od tej pory, a już ze cztery dni minęły. Więc tak, proszę Państwa.

2 komentarze:

  1. Opowieśc o tatusiu przednia. Ciekawe, czy maja tam asortyment różnorodny jak w markecie, że ciężko wszystko spamiętać? ;-)
    Fajnie, że dodajesz linki do Yutuba na końcu tekstu.
    Pyzdry
    Pi

    OdpowiedzUsuń