Postanowiliśmy już nie czekać, aż któraś kura raczy zasiąść na jajkach i dziś jedziemy po kurczęta. Będą to oczywiście zielononóżki kuropatwiane, bo tylko takie tu mamy prawie od początku (nie licząc kilku tubylczych kur startowych, w których posiadanie weszliśmy wraz z kupnem domu).
Jedziemy po te kurki na Kaszuby, w miejsce już nam dobrze znane, a zamówiliśmy 10 sześciotygodniowych dzieciaków. Wolałabym starsze, ale starszych nima.
Młodziaki będą mieszkały razem z innymi kurami, ale oddzielone ścianą z siatki. Przygotowuję już teren zapachowo, to znaczy - rozrzuciłam gałązki i liście mięty na ściółce w kurniku i również do skrzyncki podróżnej kurczęta dostaną parę listków. Podobno mięta wprowadza spore zamieszanie w odbiorze zapachów przez kury i takie oszołomione, nie wyczuwają obcego początkowo zapachu nowych lokatorów, co sprzyja integracji międzypokoleniowej.
Maluchy będą miały wyjście do swojej zagrodzonej i zadaszonej siatką wolierki i pewnie po jakimś miesiącu spróbujemy je wypuszczać na ogólny wybieg.
Mamy teraz tylko siedem kurek i koguta, a to nie jest majątek, z jakim chciałabym wkraczać w zimowe miesiące. Zawsze się trafi jakiś lis albo jastrząb i niestety, zostaniemy wtedy bez jajek. A już i tak kupuje od sąsiada od czasu do czasu, bo tych naszych nam nie wystarcza.
Na starym utraconym blogu wszystkie wpisy o kurzej gromadce wywoływały wielki entuzjazm, mam więc nadzieję, że tu tez tak będzie.
Tymczasem, zanim przyjadą kurczaczki - parę ogrodowych widoczków z przełomu czerwca i lipca.
CO? JUŻ LIPIEC???
Powodzenia małym przybyszom! :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Pi
Najpiękniejsze 2,4,5 :-)
OdpowiedzUsuńAch, Ludolfino, liczbo Pi, dziękuję. :)
OdpowiedzUsuńJa głosuję na fotkę nr 2. Piękna droga w stronę domu.
OdpowiedzUsuńPaczta sie ludzie, wzięły i głosowanie urządziły!
OdpowiedzUsuń