28 października 2022

Byłam dziś w mieście na pazurkach, a potem na cmentarzu, bo to przecież taki cmentarny czas; i poszłam sobie tam pieszo długimi chodnikami, wielki kawał drogi, bo pogoda była piękna. W rezultacie zrobiłam milion kroków po tym mieście okropnym i to nie są te same kroki, co po polach. Takie miastowe kroki bolą w nogi i powodują u mnie koszmarne zmęczenie i poczucie krzywdy.

Wcześniej (rano) popracowałam trochę w ogrodzie, bo sadziłam nowe róże, które przyjechały parę dni temu i czekały sobie przy studni w kuble z wodą. Kopałam dla nich głębokie doły, które wypełniałam na dnie łopatą kurzego złota prosto z kurnika, potem na to szła łopata ziemi i dopiero wtedy różany krzaczek. Zanim róże korzeniami dotrą do tych drogocennych zasobów, to one się już ładnie rozłożą, produkując przy tym ciepełko i nadzieję na lepsze jutro w postaci nowego sezonu różanego. Jeszcze im muszę zrobić kopczyki z kompostu, no i trzy mi jeszcze zostały do posadzenia. Lubię to. 

W ogóle lubię ogród o tej porze, bo w wielu miejscach już kwitną moje cudne kolorowe chryzantemy, a kolejne odmiany wciąż są jeszcze w pąkach. Pięknie też teraz wyglądają nasturcje, nie były takie latem! Chyba im odpowiada ta pogoda, wilgotna i nie za ciepła w skali roku, ale bardzo ciepła jak na koniec października. Szczególnie ta odmiana o pstrych liściach mi się podoba i koniecznie muszę z niej pozbierać nasionka.

Na cmentarzu byłam dość długo, a tuż koło miejsca, gdzie robiłam porządki, odbywał się pogrzeb. Ksiądz opowiadał różne bzdury i rozśmieszał mnie co chwila. Najbardziej mnie rozbawił tekst: rzekł Jezus - w domu Ojca mego jest mieszkań wiele, gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. No przecież to brzmi, jak z kabaretu. 
Co sobie myśli przytomna, nowoczesna młodzież, jak tego słucha - nie potrafię sobie nawet wyobrazić.

Jak wróciłam do domu, to prawie od razu pojechałam na spotkanie autorskie z panią pisarką, która mieszkała dawniej w moim sołectwie. Już raz kiedyś byłam na spotkaniu z nią i podobało mi się, a teraz wydała kolejną książkę, wiec byłam ciekawa. Kupiłam dziś obydwie te książki i dostałam dedykacje. 
Spotkanie uatrakcyjnił występ zespołu Michalove, świetnego rodzinnego trio, wykonującego własne aranżacje wokół ludowych pieśni Ukrainy. Też już ich widziałam na żywo i... bardzo bardzo polecam! 

Ganiałam więc dziś jak pies z wywieszonym jęzorem. 

Oprócz tego muszę się przyznać, że psuję ostatnio wszystkie samochody, do których wsiądę, co jest tym ciekawsze, że jeżdżę nimi wyłącznie jako pasażerka. Nagle na środku drogi przestaje działać sprzęgło... nagle nie zapala silnik, choć wcześniej i później zapalał bez problemu... nagle kierowca wjeżdża całym przednim kołem w wykop przy swoim wyjeździe w naszą nową drogę i trzeba wołać sąsiada z wyciągarką... lub (inny kierowca i innego dnia), wyjeżdżając z parkingu uderza przodem w murek i odrywa sobie jakąś tam listwę z karoserii.
Przyznam że ze strachem wsiadałam dziś do autobusu.

4 komentarze:

  1. "Przyznam że ze strachem wsiadałam dziś do autobusu" - hahaaha, ależ z Ciebie Czarodziejka ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. No ale autobusu nie zepsułam i samochód Miśki jednak też ocalał. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. mieszkań wiele, to coś jak obietnica tych z (nie)rządu. Jakie róże przyszły?

    OdpowiedzUsuń
  4. Taa, mieszkań i elektrycznych samochodów. O nowych różach będzie notka :)

    OdpowiedzUsuń