20 grudnia 2022

Zima sobie poszła, dziś już mamy pięć na plusie, a będzie cieplej, czyli normalka - w drugi dzień świąt sadzimy tulipany, jak co roku. A wiedzcie, że teraz te wiosenne cebule mają smakowite ceny, tylko trzeba macać i patrzeć, czy nie są wyschnięte na wiór na tych marketowych koszach. Śnieg topnieje i zamarza, z dachu się leje, oj będzie pierwsza próba ogniowa dla naszej nowej wiejskiej drogi, a szczególnie zbudowanego przy tej okazji odwodnienia. 

Ogród oczywiście wygląda paskudnie, bo to co było posprzątane zanim spadł śnieg, teraz już nie wygląda. Byliny porozkładały łapy i poczerniały i nie tworzą już rzeźb w ogrodzie, a tylko burdel na kółkach. Jest ciepło i mokro, woda leje się z dachu i z wyższych partii ogrodu spływa do niższych. Kurom bardzo się dziś ślizgają łapki i wprawia je to w popłoch, bo ziemia niby wygląda czarno, normalnie, a ucieka spod pazurków.

Choć już się przyzwyczaiłam do zimy, to jednak cieszę się z tego chwilowego jej odwrotu, bo znów będę mogła pracować w ogrodzie i więcej czasu spędzać na powietrzu. No ale bosego biegania po śniegu na razie nie będzie.

Powoli krok po kroku przygotowuje sobie wszystko do świąt, piekę gotuję, zamrażam. Dziś już zrobiłam pierogi i uszka dwojakiego rodzaju - normalne i dla siebie takie niskowęglowodanowe czyli bez mąki. Te moje uszka wyszły tak okropne z wyglądu i tak pyszne zarazem, że po prostu je zjadłam wkrótce po ugotowaniu i tym samym nie będą mi szpeciły wigilijnego stołu. Pierogi wyszły lepiej, bo jedne i drugie wyglądają jadalnie, więc (na razie) ocalały. Od kilku dni mamy też ubraną choinkę - pierwszy raz w dużym pokoju i tu przecież jest teraz stół biesiadny, więc w tym roku wszystko będzie inaczej.

Staropolski piernik jest już upieczony i przełożony, a teraz leżakuje sobie w chłodzie ganku i przegryza się. Usmażyłam do niego teraz, na świeżo, powidła śliwkowe ze śliwek odnalezionych w odmętach zamrażarki, co było o tyle konieczne, że powideł bez cukru w sprzedaży nie znalazłam, a potrzebowałam też zrobić trochę miejsca w zamrażarkach. 

Rano przygotowałam i doprowadziłam do stanu "gotowe do doręczenia" coroczne upominkowe drobiazgi dla mojego Stada z byłej pracy. Powstawały one przez długie godziny i chciałam je jakoś ładnie zapakować, a oto, co mi z tego wyszło. Szczegóły innym razem (jak im już dam).

Teraz muszę się trochę wypindrzyć, bo dziś wigilia gminna i będę tam obecna w gronie sołtysów wraz z garstką "moich" mieszkańców. No to pa!

2 komentarze:

  1. muszę podsadzić cebulowe do skrzyń przed domem, bo u nas też już wodniście i na plusie

    OdpowiedzUsuń
  2. Zanim zauważyłam ten komentarz, to u nas już znów biało i fuj i bleee i zima wraca...

    OdpowiedzUsuń