31 stycznia 2023

Naprawdę nie wiem, jak to się stało, że zaraz luty, a przecież luty to miesiąc cięcia powojników i wysiewu pomidorów! Co prawda KONIEC lutego, ale jednak. Tymczasem muszą mi wystarczyć forsycje i czereśniowe gałązki w wazonach - zawsze to już coś, a nie że choinka, dzwoneczki, reniferki i światło dzienne przez trzy godziny na dobę.

Tymczasem mamy jednak huk roboty z cięciem i zwożeniem drewna brzozowego do ogrodu, a tu opieszałość nie jest wskazana, bo opał stał się ostatnio tematem newralgicznym i towarem wysoce pożądanym. A więc ostatnie dni mijały nam na porębie - Stary hałasował piłą, a ja zwoziłam taczką, ale jest tego tyle - że wczoraj wezwałam pomocnika. Pomocnik woził cztery godziny z zapałem i imponującą wydajnością, po czym rozliczyłam się z nim bezgotówkowo, robiąc przelew blikiem sklepowej, u której Pomocnik potem się zaprowiantował. 

Luty zapowiada się, jak na mój tryb życia, zupełnie wariacko. Będzie tyle imprez, uroczystości i niecodziennych zdarzeń, że łeb mi od tego pęka. Wśród nich jest nasza czterdziesta rocznica ślubu, która to okoliczność wprawia mnie w poplątanie. Z jednej strony to nigdy takich rocznic zbytnio nie celebrowaliśmy, a z drugiej... no chyba jest to jednak fakt godzien podkreślenia i zauważenia. Celebrację rodzinną przenosimy jednak na marzec lub nawet Wielkanoc, bo w terminie właściwym już się nam nie zmieści ani czasowo, ani finansowo.

Zaczynamy od załatwiania wypisów, wyrysów i zaświadczeń, potrzebnych notariuszowi oraz zgromadzenia reszty prezentów na weekendowe uroczystości - sobotnie urodziny (70) i niedzielne (1). Taki rozrzut.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz