24 listopada 2023

Dwa miesiące bez jogi dają o sobie znać i popołudniami znów mnie boli szyja i to tak solidnie, jak wtedy gdy w 2018 roku okazało się po badaniu MRI, jaką mam ruinę w kręgosłupie szyjnym. Ruszyłam więc tę ciężką dupę i zasiadłam na matę. 

Nie za łatwo to poszło, trzeba było zastosować pewne chwyty i sposoby, ale przecież w szóstym roku praktyki to ja już to umiem! Kolano najpierw lekko się zdziwiło, a ja również, bo nie mogłam w asanach mieć ani nogi w pełni zgiętej, ani w pełni wyprostowanej. No cienko. Ale po kolejnych dniach i kolejnych próbach, kolano coraz ładniej współpracuje i stopniowo osiąga coraz większe zakresy. Pracujemy więc nad oporną materią, nad tym, żeby ciało nie zatruwało mi życia, no przynajmniej nie w takim stopniu, jak by ono chciało w tym wieku.

Przez ten tydzień od piątku do piątku płyn w kolanie znów się zebrał, ale nie aż tyle co poprzednio, więc chyba idzie ku dobremu. Miejsca operowane zachowują się już zupełnie normalnie, nic tam nie przeszkadza i nie boli, tylko ta wkurzająca bulwa pod kolanem wszystko psuje. No ale w poniedziałek będzie wizyta kontrolna (pewnie z kolejną punkcją) i w środę wybieram się do roboty.

Moje autko, solidaryzując się ze mną zdrowotnie, wyświetliło "check engine", jest więc teraz u mechanika i miejmy nadzieję, że oboje w środę w dobrej kondycji ruszymy przez las z pieśnią na ustach. Zwłaszcza, że mam już kabelek "Jack Jack", który da mi możliwości dotychczas nieznane.

A, no i muszę się pochwalić - druty z reklamacji są już u mnie, wysłane z adresu niemieckiego. Jak mi bowiem napisała Juli z USA - ponieważ nie mieszkam na ich kontynencie, to zwrócą się z tym do swojego niemieckiego kontrahenta. No i miały rację pisiory, że wszędzie tylko te Niemce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz