Muszę przyznać, że to wielka ulga, że już nie mamy tych kur. Można po południu zwiotczeć swobodnie i nie zrywać się nagle z paniką: zamknęłaś kury? zamknąłeś kury? Można, wracając z jogi, nie zastanawiać się, ile kur zastaniemy po przyjeździe. I takie tam, ogólnie - święty spokój. A dodam też, że już niezliczone ilości razy (od czasu oddania tych kur) natknęłam się w naszych brzózkach i na polu na ślady odwiedzin lisów w kurnikach sąsiadów. Na szczęście, już nie w moim!
Kiedy przyjdzie zima, a nawet już wcześniej, kiedy spadną liście, zabierzemy się za porządkowanie terenu po kurzym wybiegu, co sprowadzać się będzie głównie do wycięcia zbędnych śliw i czarnego bzu. Wreszcie czarne porzeczki będą miały kulturalne warunki świetlne do owocowania i będzie możliwość zadbania o nie, tak samo jak o nieliczne rosnące tam maliny. Pozostaną stare potężne jaśminowce, świerk, młoda robinia i kolekcja posadzonych przez nas odmianowych lilaków. Jest tam też jakaś jabłonka, ale obecnie niedostępna, bo całkiem w chaszczach, więc o niewiadomej kondycji.
Planowany jest też oczywiście warzywnik z modnymi wyniesionymi grządkami jak groby. Będę tam sobie wchodzić furteczką, psy też będą wchodziły ale tylko ze mną i skończy się wreszcie to haniebne wyżeranie marchewek pod nieobecność gospodarzy.
A na koniec raport z placu rozbiórki. Cienista rabata jest już wypełniona ziemią i mam tu na dowód świeżutkie fotki (ostatnia dosłownie sprzed godziny). Było z tym trochę roboty, bo trzeba było zdjąć przęsła ogrodzenia a potem je zamontować, a po drodze (wczoraj) zajechała wywrotka ziemi, a potem Stary szuflował tę ziemię do przygotowanych koryt.
Strasznie się jaram tą rabatą. Na razie kupiłam około dwustu wiosennych cebul - głównie krokusy.
Wiosną, jak te cebule zakwitną będzie cudnie. Zobaczyłam to oczami wyobraźni :-) (evluk)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję! Na razie ziemia wciąż osiada i nie pozwala na wkroczenie z materiałem nasadzeniowym, no ale my tu jesteśmy znani z tego, że sadzimy w grudniu, więc spoko.
OdpowiedzUsuń