Będzie teraz wciąż o Nuce i o Nuce, bo przecież nie może być inaczej.
No ale też i za ogród się wzięłam, wreszcie mam na to czas i ochotę, więc metodycznie przemierzam kolejne połacie i odchwaszczam moje różanki i inne rabaty oraz podejmuję postanowienia, że będę już naprawdę na bieżąco dbać o to wszystko. Wyrywam więc zielsko i wyrzucam na trawę, a potem przechodzę do kolejnej strefy, a jak skończę, to idę do domu i zostawiam taki pogrom. Dopiero po paru godzinach zgrabiam urobek na kupki i pod wieczór wywożę na kompost, a kolejnego dnia znów robię to samo i tak się przemieszczam jak brygada śmierci niosąca zagładę perzowi, trawsku, podagrycznikom i innym zbrodniarzom. Przy okazji szykuję miejsca do nasadzeń i przesadzeń, bo znów nie udało mi się nie kupić nowych róż, a taki właśnie miałam plan.
Zrobiłam już jesienny porządek w skrzyniach warzywnych, ale tam dookoła, to jest jeszcze burdel na kółkach i moc roboty - no ale na to przyjdzie czas, jak spadną liście i właściwie będzie na to cała zima.
Mamy też zakreślone jesienne plany ogrodowych reorganizacji, no i nadszedł wreszcie ten mój przeukochany czas, kiedy to przyodziana w gumiaki i polarek, chłonąca jesienne słońce i wiatr, obserwuję z rozdziawioną gębą przeloty ptaków i na podobieństwo pastuszków Chełmońskiego i jemu podobnych, zadzieram głowę do góry oparta o grabie.
Wieczorami (są wreszcie jakieś wieczory!) robię na drutach i oglądam z laptopa lub słucham tego i owego. Ostatnio mam eksplozję skarpetek, ale powstały też fajne sweterki (małe dzieciowe i i duży zięciowy), które pokażę na swoich SM, jak już trafią do odbiorców.
No to teraz Nuka.
Okazuje się, że na razie nie możemy razem jeździć na jogę, bo ona jeszcze nie umie zostawać w domu bez ludzi. Właściwie to Stary jeździ do pracy i znika na długo i jest ok. Gorzej ze mną, bo mnie zna dłużej i właściwie, jak tylko trafiła na boksy spacerowe, to wychodziła na spacery wciąż ze mną i ze mną i chyba zostałam nominowana na mamusię. No i ja JESTEM, aż tu nagle wczoraj pojechałam na jogę i zniknęłam na cztery godziny, a Stary został w domu i to co się działo po moim powrocie, to było tak rozczulające i zarazem przerażające... Rozchlipała się biedna, cichutko popiskiwała i była tak rozdygotana cała i biegała w kółko po domu i tak mnie witała i witała i nie mogła się uspokoić! Biedne psie nieszczęście, chyba myślała, że nie wrócę. Teraz więc tego musimy ją pouczyć, bo przecież nie można wszystkiego naraz. Dziś jest siódmy dzień i od trzech dni możemy śmiało powiedzieć, że Nuka już wie, że tu mieszka. Teraz więc będą kolejne punkty.
No to dziś Stary pojedzie sam, a ja sobie może trochę postoję w domu na głowie, zobaczymy. A właściwie to właśnie w przypływie animuszu z pierwszej porannej kawy, postanowiłam pokazać tu moim czytelnikom filmik z maja, który jest dostępny w ukrytej części mojego kanału i może być oglądany tylko przez osoby posiadające link. Proszszsz! (tłusty brzuch w gratisie).

Mój Piesek Yuki (poprzednik Whiskiego) także rozpaczał gdy wychodziłam. Pomagał sposób. Któreś z dzieci wychodziło z Yukim na spacer a ja się wtedy wymykałam. Gdy wracał a mnie nie było, to OK. Chodziło o sam moment mego wyjscia.
OdpowiedzUsuńNo fajnie, ale tu nasze pieski muszą ją nauczyć zasad i procedur, żeby mogły zostawać wszystkie razem, ale bez żadnych człowieków. Kiedy zostają na podwórku, a ja wychodzę furtką (a nawet odjeżdżam autem) - jest ok. Kiedy zostają w domu - nie bardzo.
UsuńTo wszystko ma swoje przyczyny, mamy nadzieję, że czas zrobi robotę.
Oczywista. I widziałam na filmiku bardzo udaną próbuję. Wprawdzie otworzyła drzwi wewnętrzne, poległa na zewnętrznych ale ani pisnęła :)
UsuńI strasznie mi się podobaja jej zabawy z Guciem. Szybkie i sprawiają przyjemnośc obu psom. No i Nuka często jest inicjatorem.
Czy Gucio z Burkiem także się bawią czasem?
Moje nie. W domu leżą każdy w swoim kącie i zbliżenie tylko, gdy któryś jest głaskany. Wtedy zawsze pojawia się drugi zazdrośnik. Na spacerze czasem idą obok i wąchają to samo. Zazdroszczę tej relacji Twoich piesków.
Gucio z Burkiem się nie bawią, bo Burek nie bawi się z nikim. Stoi w pozie Kłapouchego i całym sobą mówi: "tak, wiem, to moja wina".
UsuńTak więc super, że wreszcie Gucio ma się z kim bawić i to co oni z Nuką wyczyniali dzisiaj w ogrodzie i w domu, to po prostu przechodzi wszelkie pojęcie!
A z Burkiem czasem uciekamy i idę na pola tylko z nim, bo widzę, jak go to relaksuje i jaki wtedy jest zadowolony.
Filmik z praktykowania jogi zrobił na mnie piorunujące wrażenie, brawo! A Nuka ma wielkie szczęście, że do Was trafiła.
OdpowiedzUsuńO, dziękuję bardzo, mnie samą też to cieszy, bo umiałam już dawno, ale tylko blisko ściany, nawet jeśli tej ściany wcale nie używałam. Psychologicznie musiałam ją MIEĆ tuż tuż. Ale się wreszcie przemogłam.
UsuńNuka przeżyła ogrom nieszczęścia i nie mówię tu o schronisku, więc tym bardziej jesteśmy szczęśliwi, że mogliśmy dać jej dom.